(1)
(2)
(3)
(4)
(5)
(6)
(7)
(8)
|
Warszawa
d. 17 września 1952 r.
1. Matkę Kazimierę Gruszczyńską
poznałem w 1904 r. – W roku tym zaproszony zostałem do Zarządu Warszawskiego
Domu Schronienia „Przytulisko”, gdzie Generalną Przełożoną była Matka
Kazimiera. Ówczesny Zarząd tej Instytucji składał się z 8-mu osób: Stanisława
hr. Kossakowskiego, jako Prezesa, oraz Członków:
ks. Mieczysława Woronieckiego, ks. Proboszcza Radzikowskiego z Tarczyna, hr. Feliksa Grabowskiego, tudzież Członkiń: hr. Zygmuntowej Wielopolskiej i
Jadwigi Horwatowej. Na ósme wakujące w Zarządzie miejsce powołano mnie,
powierzając mi, jako adwokatowi, dział prawny. Sprawy kasowe i buchalteryjne
spoczywały w rękach hr. Grabowskiego. Na posiedzenia Zarządu zapraszana także
bywała Matka Gruszczyńska. Przedstawiała ona sprawy z działalności
Instytucji. Zarząd bardzo wysoko cenił Jej zdanie, jako głęboko przemyślane i
mające na widoku dobro Instytucji.
W owym czasie palącą kwestią było
rozbudowanie gmachu, w którym znajdował się zakład „Przytulisko” oraz budowa
kaplicy. Matka Gruszczyńska na zwołanej wówczas sesji wystąpiła z wnioskiem,
przedstawiając konieczność nadbudowy dwóch pięter na gmachu frontowym, tak
iżby mógł pomieścić wygodnie coraz liczniej napływające kadry kandydatek do
pielęgnowania chorych. Parterowa sala, służąca na kaplicę, również nie mogła
pomieścić licznie przybywającej w niedzielę na Mszę św. publiczności. Zarząd,
po wysłuchaniu wniosku Matki Gruszczyńskiej, mimo całej przychylności dla
wniesionego na obrady projektu budowy, wobec braku gotówki, nie był w stanie
powziąć decyzji. Nie zrażona odmowną odpowiedzią Matka z całą powagą odrzekła:
„A jednakże budować się będziemy”. Na tym posiedzenie zakończyło się. Atoli,
niebawem Matka zaprosiła do siebie Panie należące do Zarządu, które powzięły
projekt urządzenia publicznej imprezy, celem uzyskania pewnego fundusz, poza
tym porozumiała się z hr. Grabowskim i ze mną dla omówienia wespół z
budowniczym kosztorysu tudzież porozumienia się z Instytucjami finansowymi,
co do możności uzyskania kredytów krótkoterminowych oraz pożyczki Towarzystwa
Kredytowego miasta Warszawy.
Panie urządziły bal, który dał
kilka tysięcy rubli czystego dochodu. Bank Handlowy wyraził gotowość
udzielenia kredytu krótkoterminowego odpowiednio do ceny kosztorysowej.
Wreszcie Dyrektor Zarządzający Towarzystwa Kredytowego zapewnił udzielenie
pożyczki długoterminowej. Dzięki temu Zarząd „Przytuliska” zaakceptował
poczynione kroki i przystąpił do budowy gmachu, który w r. 1944, mimo
wypalenia na okół wszystkich sąsiednich domów „cudownie ocalał”, stwierdzając
wyraźnie „Opiekę Bożą” nad dziełem powziętym przez Nieboszczkę Matkę.
2. W „Przytulisku” znajdowały opiekę
kobiety, poświęcające się pielęgnowaniu chorych. Ponieważ za czasów carskich
nie można było zakładać Stowarzyszeń Religijnych, zamieszkiwały one prywatnie
w zakładzie „Przytulisko”, pełniąc opiekę przy chorych na mieście. Marzeniem
Matki Gruszczyńskiej było, ażeby zapewnić pielęgniarkom byt samoistny oraz
uzyskać tytuł prawny dla ich Stowarzyszenia. Nastąpiło to jednakże w 1919 r.,
kiedy powstało „Towarzystwo Pielęgnowania Chorych pod wezwaniem Św. Józefa”.
W roku zaś 1920 nastąpiło połączenie tego Towarzystwa z Warszawskim Domem
Schronienia „Przytulisko” pod nazwą „Towarzystwo Pielęgnowania Chorych Św.
Józefa – Przytulisko”.
W roku zaś 1924 Towarzystwo to
zostało potwierdzone przez Stolicę Apostolską, jako Zgromadzenie Zakonne SS.
Franciszkanek od Cierpiących. W ten sposób ziściły się marzenia Matki
Gruszczyńskiej, jakie pokładała w Bogu, doczekania jeszcze za życia swego
tego momentu.
3. Matka Gruszczyńska już w r.
1911, pragnąc zapewnić swym Siostrom pracę we własnej lecznicy, nabywszy
narożny domek w Warszawie przy ul. Hożej N 78/80, rozbudowała go; stanęły dwa
pawilony: jeden dla chorych, dotkniętych chorobami wewnętrznymi, drugi dla
chorych chirurgicznych. Wzniesiony przy najwyższym wysiłku finansowym, dzięki
kredytom hipotecznym, zakład ten leczniczy pod nazwą Sanatorium stał się pierwszorzędną
lecznicą w Warszawie wobec zastosowania w nim ostatnich udoskonaleń
technicznych i lekarskich. Przełożona Sanatorium wysłaną została do Hamburga
celem odbycia studiów pielęgniarskich. Wszystkie Siostry, patrząc na
inicjatywę i energię Matki Gruszczyńskiej, uważały ją za „postać
niepospolitą”, cieszącą się szczególnymi łaskami Bożymi.
4. Ja osobiście ceniąc bardzo wysoko
rozum i serce Matki Gruszczyńskiej starałem się zawsze czynić zadość jej
prośbie. Na jej życzenie objąłem stanowisko Wiceprezesa Domu Sierot po
robotnikach, w którym opiekę nad sierotami sprawowały Siostry Przytulanki.
Również na jej prośbę stanąłem na czele Zarządu Towarzystwa Opieki nad
ubogimi matkami oraz ich dziećmi pod nazwą „Macierzyństwo”, w którym opiekę
nad matkami i ich dziećmi również roztaczały Siostry Przytulanki. Prace te,
choć honorowe, dawały mi wielkie zadowolenie, czułem bowiem, że mają one na
celu dobro Kościoła i Społeczeństwa. Spełniając zlecenia Matki Gruszczyńskiej
w sprawach Zgromadzenia, stwierdzić muszę, że doznawałem nadzwyczajnej
skuteczności jej modłów u Boga, odnosiłem wrażenie, że każda myśl Matki była
„tchnieniem zwyż”. Stąd też dla Niej miałem nadzwyczajną cześć, uważając ją
za postać „szczególnie umiłowaną przez Boga”. Taką czcią otaczał Matkę
również wieloletni Prezes Zarządu Przytuliska, Prezes Towarzystwa św.
Wincentego a Paulo, Szambelan Ojca Śwętego, hr. Feliks Grabowski. W ogóle
całe duchowieństwo i inteligencja Warszawska wysoko bardzo Jej postać ceniło
i oddawało jej należny hołd, uważając ja za „świętą”. Ks. Poseł Adam
Wyrębowski opowiadał mi, że kiedy był alumnem Seminarium Warszawskiego,
ówczesny Arcybiskup Popiel, wybrawszy się odwiedzić Matkę Gruszczyńska,
zabrał go ze sobą. W drodze oświadczył mu, że pokaże mu „świętą”. Tenże Ks.
Wyrębowski, który był potem wieloletnim spowiednikiem Matki Gruszczyńskiej,
oświadczył do Siostry Przytulanki, która go obiegała w ostatniej jego
chorobie, że żadnego dobrowolnego grzechu nie dostrzegł w duszy Matki
Nieboszczki. Bardzo poważany w społeczeństwie warszawskim Radca Rządu Gubernialnego Piotrowski, inżynier
architekt, w rozmowie ze mną i budowniczym Jakimowiczem, Szambelanem
Papieskim, wyraził się, że nie wie, jak to wyglądają święci na ziemi, lecz
gdyby mu kazano pokazać „świętą na ziemi” – wskazałby na Matkę Gruszczyńską.
5. Nie tylko jednak społeczeństwo
polskie, ale nawet Rosjanie żywili dla Matki Gruszczyńskiej szczególną cześć.
Dyrektor IV gimnazjum w Warszawie Trockij, który uchodził za czasów Generał
Gubernatora Hurki oraz Kuratora Apuchina, za jednego z bardzo wpływowych rusyfikatorów, kiedy jego syn jednak ciężko zachorował,
zwrócił się do Matki Gruszczyńskiej, prosząc o przysłanie troskliwej
pielęgniarki. Matka posłała jedną z najzdolniejszych sióstr, która odbywała
specjalne studia pielęgniarskie w Hamburgu. Dzięki bardzo troskliwej opiece
jej, malec powrócił do zdrowia. Uradowany ojciec przyszedł osobiście podziękować
Matce i w dowód wdzięczności ofiarował kielich po swym ojcu, który był popem.
Dziwnym zbiegiem okoliczności wkrótce przybył do Przytuliska Komisarz
Policji, celem dokonania rewizji w całym zakładzie. Przerażona tą wizytą
Matka Gruszczyńska, jakby z natchnienia Bożego, przypomniała sobie o tym
darze Trockiego i kiedy opowiedziała o nim Komisarzowi, ten zdumiony zerwał
się i bez dokonania jakiejkolwiek rewizji, oświadczył, że wszystko znalazł w
porządku i opuścił zakład. Matka widziała w tym szczególniejszy dowód Opieki
Bożej, rewizja bowiem przeprowadzona w całym domu mogła pociągnąć za sobą
nieobliczalne następstwa.
6. W Kozienicach przyszłą Matka
Gruszczyńska na świat. W Kozienicach życie swe poświęciła Bogu. W Kozienicach
wreszcie dokonała swego pięknego żywota w uroczystość Stygmatów Św. Franciszka. Niezawodnie, wielki Jej Patron,
któremu w kaplicy wzniesionej dla Zgromadzenia ufundowała piękny ołtarz Stygmatów
tego Świętego, w uznaniu jej niespożytych zasług dla Zgromadzenia, wprowadził
ją w ten dzień swój odpustowy do przybytków niebieskich. Przed samą śmiercią
jeszcze widziała Matka Gruszczyńska z łóżka jak duchowieństwo kroczyło przed
jej oknami poświęcić wzniesiony gmach nowicjatu.
Należy podkreślić, że siostry w Sanatorium, po śmierci Matki zanosiły
niejednokrotnie za Jej pośrednictwem modły do Najwyższego, w wypadkach
beznadziejnego stanu chorych, doznając „cudownych” skutków jej
wstawiennictwa. Wielu chorych po dziesiątkach lat jednało się z Bogiem. W Sanatorium
odnalazł Boga jeden z najwybitniejszych socjalistów polskich, b. ambasador
Polski w Paryżu, Jodko Narkiewicz. Według słów Ks. Kapelana, dysponującego go
na śmierć – umierał „jak święty”.
Jeśli ogarnąć myślą cały okres
kierowania przez Matkę Założycielkę Zgromadzeniem, jeśli zważyć warunki pracy
Zgromadzenia, pozostającego pod jej opieką, jeśli wreszcie zastanowić się nad
nastawieniem ówczesnego Rządu Rosyjskiego do katolicyzmu – zdumienie ogarnia,
że sprawy wprost beznadziejne, dzięki modłom zanoszonym przed tron
Najwyższego przez Nieboszczkę Matkę, za pośrednictwem Najświętszej naszej
Królowej i szczególniejszego Jej Opiekuna Ś-go Józefa – realizowały się „jak
najpomyślniej” dla Zgromadzenia, które tak bardzo Matka ukochała.
Walerian
Strzałkowski, Komandor Orderu Św. Grzegorza Wielkiego.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz