„Na pierwszych kartach tej kroniki
zaznaczyłam sumiennie jak należało, że Zgromadzenie Sióstr Cierpiących założone
zostało przez siostrę innego Zgromadzenia, wobec tego nie miało swej Matki
tylko Przełożona czasową. Trwało takie położenie długie lata – było jednym
pasmem cierpienia dla Sióstr, które o tym wiedziały, a dla mnie niemałym polem
walki, żeby dla Was, Siostry drogie, mieć serce Matki, całkowite oddanie się dla
dobra powierzonego mi Zgromadzenia, a niczym swych ślubów nie naruszyć, każdej
chwili być gotową, gdy przełożeni moi zechcą mnie odwołać, gdyż w tym
niezachwianym posłuszeństwie widziałam całą siłę i błogosławieństwo dla Was.
Jaki to łańcuch cierpień i trudności takie życie wytwarza, to nie temat do opisania.
Cierpiałam wiele, niemniej cierpieniem
Waszym, bo dobrze czułam, ile przechodziłyście walk, niepewności, a nie było w
mej mocy temu zaradzić. Gdyż zostawić, rzucić Was nie mogłam, bom z
posłuszeństwa dana – powagą Władzy przeznaczona. Ani też opuścić swoje
Zgromadzenie, a złączyć się z Wami, bo to uważałam łamaniem ślubu, ściągnięciem
niebłogosławieństwa Bożego na siebie i Zgromadzenie.
Nie mogę jednak pominąć, owszem w całej pełni
rada bym przekazać, że w długim szeregu lat pobytu z Wami otoczona byłam sercem
i wielkim zaufaniem, oraz posłuszeństwem, które oceniam i wdzięczną jestem,
boście w tym szanowały Wolę Bożą – wiedząc, że macie Matkę, a raczej Przełożoną
pożyczoną. A co najwięcej mnie zobowiązywało, żeście mnie, drogie Siostry, nie
nakłaniały, aby wyjść z tamtego Zgromadzenia. Szanowałyście mą starość, wobec
tylu trudności, których niejednokrotnie nie było można ukryć, mogę dziś z całym
przekonaniem powiedzieć, że miałam dobre Siostry. Bóg im to wynagrodził –
doczekały się chwili, której pragnęły.
Po 28-miu latach, właśnie wtedy, kiedy znów
zamyślano w dalszym ciągu robić starania o zatwierdzenie Zgromadzenia Sióstr
Cierpiących – pod tę porę wypadały mi roczne rekolekcje. Jak zazwyczaj, udałam się
do swej Przełożonej prosić o błogosławieństwo na te święte ćwiczenia – zamiast
onego błogosławieństwa, Matka Generalna [Józefa Chudzyńska] oznajmia mi, że na
zebranej Radzie Generalnej zdecydowano, abym już stale pozostawała w tym Zgromadzeniu, gdzie tyle lat pracuję – uważają jako Wolę Bożą – zwalniają
ze Zgromadzenia, z którym byłam związaną ślubami.
Wielka niespodzianka – i gdybym przez
łaskę Bożą uprzednio nie była ku temu przygotowana, nie wiem jakbym przyjęła.
Bądź co bądź, był to wielce doniosły akt,
odbiło się do głębi duszy – pamiętam wrażenie. Bo, jakkolwiek ciągnęłam to
jarzmo Przełożonej i Matki lat tyle – choć byłam całym sercem oddana – ale
zawsze w gruncie jakby Administracja, a nie własność. W onej chwili dopiero
odczułam całą odpowiedzialność. Uznałam w tym Wolę Bożą. Z jednej strony
przecięta nić tej strasznej walki – z drugiej, odpowiedzialność swego
właściwego obowiązku. Pożegnanie
ze Zgromadzeniem [Sióstr Posłanniczek] było szczere, serdeczne, z błogosławieństwem Matki Generalnej wróciłam do domu (na Wilczą 7 do
Przytuliska).
Siostry wyczytały we mnie zmianę, głęboką
myśl ukrytą, ale prędzej przypuszczały, że zostałam odwołana, aniżeli abym od
tego momentu była ich Matką. Choć badały, pytały – zostały bez odpowiedzi.
Przede wszystkim czułam obowiązek donieść o tym, co zaszło, Ojcu Honoratowi –
otrzymaną odpowiedź w oryginale dołączam. Nazajutrz, dopiero po Mszy Świętej i
Komunii Świętej paru Starszym Siostrom oznajmiłam fakt. Okazały mi wiele serca
dostrojonego – i od tej pory tj. 6 grudnia 1908 roku łączy nas węzeł
nierozerwalny.
W roku
następnym, tj. 1909 po raz pierwszy dnia 21 listopada wraz ze Zgromadzeniem Sióstr
Cierpiących odnawiałam śluby wieczyste”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz