Zacytujmy słowa Kazimiery Gruszczyńskiej, które są świadectwem trudności, z jakimi zetknęła się w momencie, gdy objęła funkcję przełożonej w zakładzie przy ulicy Wilczej: „Zastałam wprawdzie sporą gromadkę wypowiadających się z gotowością poświęcenia się na służbę Bożą, przy bliższym jednak pożyciu, doświadczeniu, nie wykazały się odpowiednie, i choć to z niemałą przykrością, ale dążąc do zamierzonego celu, wypadło wiele wydalić".
Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek od Cierpiących zostało formalnie ukonstytuowane w uroczystość św. Józefa w 1882 r. „W tym dniu (...) - pisze matka Kazimiera - poczynające się zgromadzenie oddało się w Jego przemożną opiekę. Siostry wówczas będące zostały wpisane przez ks. Niewiarowskiego do księgi Bractwa Opieki św. Józefa - ojciec Honorat uznał ten dzień za dzień zawiązku zgromadzenia, własnoręcznie napisał akt odpowiedni, który w też uroczystość przy ogólnem zebraniu sióstr rok rocznie bywa ponawiany."
Na podstawie zachowanej dokumentacji wiadomo, że w 1882 r. personel „Przytuliska" stanowiły osoby należące do nowo powstającej wspólnoty zakonnej. Kandydatki do Zgromadzenia zgłaszały się już od paru lat. Z punktu widzenia formalnego były to osoby poszukujące pracy lub schronienia w zakładzie przy ulicy Wilczej. Niektóre z nich odbywały przewidziany przez praktykę zakonną okres tzw. próby jeszcze przed 1881 r. Z analizy księgi członkiń Zgromadzenia wynika, że czas próby nie był taki sam dla wszystkich kandydatek: jedne rozpoczynały nowicjat w 1882 r., inne składały już wtedy obietnicę wierności, która w zgromadzeniach honorackich poprzedzała zwykle profesję zakonną. Dokumentacja źródłowa, jaką dysponujemy, nie pozwala ustalić, ile sióstr znajdowało się w zakładzie, gdy Kazimiera Gruszczyńska obejmowała w nim funkcję przełożonej. Matka Gruszczyńska napisała później, że była ich „spora gromadka". Na podstawie księgi członkiń Zgromadzenia można stwierdzić, że spośród wszystkich sióstr, jakie w 1882 r. matka Kazimiera zastała w „Przytulisku", tylko 7 pozostało na stałe w Zgromadzeniu. Wiadomo, że 2 z nich wykonywały w późniejszych latach prace związane z prowadzeniem domu, pozostałych 5 sióstr zajmowało się pielęgnowaniem chorych. Należy zaznaczyć, że księga członkiń Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Cierpiących powstała dopiero w 1909 r., a więc wówczas, gdy nowa wspólnota zakonna otrzymała dekret pochwalny od Stolicy Apostolskiej. Nie wiadomo zatem na podstawie księgi, jaka była pełna liczba osób, które faktycznie w różnych latach przebywały i pracowały w „Przytulisku", nie pozostając jednak w Zgromadzeniu.
Nie znamy liczby sióstr usuniętych przez Kazimierę Gruszczyńska z powodu ich niezdatności do życia zakonnego. Matka Kazimiera pisze, że „wypadło wiele wydalić". Faktem jest, że decyzja ta przysporzyła nowej przełożonej wiele trudności z zarządem „Przytuliska". „Reforma ta wywołała niemało zamętu, przykrości, nieporozumień z miejscowym komitetem zakładu, który niczego nieświadom, nie mógł odgadnąć przyczyny. Były różne domniemania, niedowierzania, czemu się dziwić nie można, owszem nawet słuszne" — napisała później matka Kazimiera w opracowanej przez siebie Historii Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Cierpiących. Członkowie zarządu nie znali motywów, jakimi kierowała się nowa przełożona, wydalając z zakładu znaczną część pracownic. Nie byli bowiem wtajemniczeni w to, że w „Przytulisku" powstaje ukryte zgromadzenie zakonne. Stąd też sytuacja Kazimiery Gruszczyńskiej była szczególnie trudna: „Niedowierzającym okiem patrzyli na mnie i niejako śledzili, podejrzewając" - czytamy w jej wspomnieniach.
Trudności spowodowane nieufną postawą zarządu do nowej przełożonej nie były wówczas dla matki Kazimiery sprawą najboleśniejszą. Sama wyznała później, że „stokroć boleśniejszy" był dla niej stosunek ojca Honorata do podjętych przez nią decyzji wydalenia - jak się wyraziła - „tylu dusz, które już miały być użyte na fundament zgromadzenia". Wśród wydalonych znalazły się kandydatki do Zgromadzenia wysłane przez Honorata Koźmińskiego. Jest zrozumiałe, że osoby te były przedmiotem szczególnej troski ze strony Fundatora zgromadzeń ukrytych. „Bolał nad tem ojciec, a ja miałam stąd pasmo głębokich cierpień" - pisze Gruszczyńska. Rysujące się wyraźnie różnice stanowisk przełożonej „Przytuliska" i ojca Honorata dotyczące przydatności konkretnych kandydatek do powstającego Zgromadzenia nie mogą dziwić. Honorat Koźmiński, który przebywał wówczas w miejscu odosobnienia - w zakroczymskim klasztorze, znał kandydatki wyłącznie na podstawie sporadycznych w nimi kontaktów. Zaś matka Kazimiera poznawała je w codziennym życiu, mając z nimi kontakty długotrwałe. Jeśli podejmowała decyzje, które nie pokrywały się z zamiarami ojca Honorata, to nie ulega wątpliwości, że swoje stwierdzenia uznała za uzasadnione w całej pełni. Nie zmniejszało to w niczym jej trudnej sytuacji związanej z takimi decyzjami.
Należy przypomnieć, że Kazimiera Gruszczyńska, obejmując funkcję przełożonej w „Przytulisku", kierowała Schroniskiem dla Nauczycielek Inwalidek przy ulicy Żurawiej. Równocześnie należała do rady zakonnej zgromadzenia posłanniczek i brała udział we wszystkich jej zebraniach. Początkowo, będąc obciążona nadmiarem obowiązków, nie mieszkała w „Przytulisku", tylko dwa razy dziennie przychodziła do zakładu, aby — jak sama oświadcza — „po trosze wtajemniczać się, przyglądać, dać możliwy kierunek". Wszystko to utrudniało nowo mianowanej przełożonej nawiązanie harmonijnej współpracy z zarządem „Przytuliska". Dla członków zarządu niezrozumiały był sam fakt zmiany na stanowisku przełożonej, nie znali oni bowiem przyczyn ustąpienia Felicji Piotrowskiej, z którą współpraca układała im się w sposób całkowicie poprawny. Matka Gruszczyńska musiała stopniowo rozpraszać te uprzedzenia. „Ja byłam dla nich nieznaną, wprost narzuconą i to, co z decyzją owego komitetu gromadziło się przez kilka lat, po trosze zaczęłam usuwać" - napisała po upływie lat.
Józefa Chudzyńska, zlecając Kazimierze Gruszczyńskiej funkcję przełożonej w „Przytulisku", nie zamierzała zwalniać jej z prac w zgromadzeniu posłanniczek. Zgodne to było z pierwotnymi projektami ojca Honorata, według których Gruszczyńska miała odejść z zakładu po zorganizowaniu tam nowej wspólnoty zakonnej, zaś funkcję przełożonej miała przejąć jedna z sióstr nowo powstałego Zgromadzenia. Stąd też od początku poszukiwano kandydatki na stanowisko przełożonej w „Przytulisku". Pierwszą kandydatką była siostra Magdalena Sasulicz, która przybyła do zakładu na krótko przed Kazimierą Gruszczyńska (11 listopada 1881 r.). Pochodziła z Litwy, miała ukończoną szkołę felczerską. Jej ojciec brał udział w powstaniu styczniowym i po jego upadku został wywieziony na Syberię. Towarzyszyła swemu ojcu na wygnaniu. Po jego śmierci przyjechała do Warszawy i tu wstąpiła do zgromadzenia sióstr szarytek. Opuściła jednak to Zgromadzenie i przyszła do „Przytuliska", gdzie stała się najbliższą współpracowniczka Gruszczyńskiej. Niestety przedwczesna śmierć siostry Magdaleny (zmarła 9 czerwca 1885 r.) uniemożliwiła realizację związanych z jej osobą projektów. Józefa Chudzyńska i Kazimiera Gruszczyńska nie rezygnowały z poszukiwania kandydatki na stanowisko przełożonej w „Przytulisku". Ich uwagę zwróciła na siebie siostra Szyszło, umiała zjednać sobie życzliwość członków zarządu i świeckich współpracowników „Przytuliska". Nie pozostała ona jednak na stałe w zakładzie, podjęła bowiem decyzję wstąpienia do innego zgromadzenia.
Tymczasem upływały kolejne lata, a sytuacja matki Kazimiery nie ulegała żadnym istotnym zmianom. Należała ciągle do zgromadzenia posłanniczek i równocześnie pełniła funkcję przełożonej w innej wspólnocie zakonnej. Stwarzało to szereg trudności natury formalnej. Wiadomo, że kandydatki do życia zakonnego pragnące oddać się posłudze chorym kierowane były najpierw do sióstr posłanniczek, gdzie przeprowadzano z nimi wstępne rozmowy. Po czym niektóre z nich zatrzymywano, a pozostałe odsyłano do zakładu przy ul. Wilczej.
O wyjątkowo trudnej sytuacji wspólnoty zakonnej powstającej w domu przy ulicy Wilczej świadczą projekty włączenia jej do zgromadzenia posłanniczek. Plany takie zrodziły się w związku z krokami podjętymi przez zarząd posłanniczek w celu uzyskania zatwierdzenia apostolskiego. Miało to miejsce w latach 1882-1884. Zamierzano wówczas przedstawić rzymskiej kongregacji wspólne Konstytucje dla obu zgromadzeń, uwzględniające jedynie odrębność ich apostolskich zadań: posłanniczki miały na celu kształcenie młodzieży, franciszkanki zaś - posługę chorym i cierpiącym. Przeciwko takiemu projektowi opowiedziała się zdecydowanie matka Kazimiera, nie zaakceptował go również ojciec Honorat. Mimo tych głosów sprzeciwu władze zakonne posłanniczek włączyły wszystkie siostry z zakładu na listę członkiń swego zgromadzenia. Wydaje się, że stanowisko ojca Honorata, który wkrótce opracował odrębne Konstytucje dla zgromadzenia tworzącego się w „Przytulisku", przekreśliło plany połączenia obu wspólnot zakonnych.
Wspólnota zakonna organizująca się w zakładzie dobroczynnym „Przytulisko" przyjęła nazwę Siostry Cierpiących. Nazwa ta utrzymała się do 1909 r., tj. do dekretu pochwalnego Stolicy Apostolskiej, który nadał nowemu zgromadzeniu tytuł Siostry Franciszkanki od Cierpiących. Potocznie nazywano siostry franciszkankami z Wilczej lub z „Przytuliska". Dla uproszczenia przyjmuje się w tekście skróconą nazwę - franciszkanki. Obowiązuje ona także dla okresu wcześniejszego, tj. sprzed 1909 r.
Poważne trudności stwarzał Kazimierze Gruszczyńskiej fakt, że siostry franciszkanki, będąc związane ściśle z zakładem dobroczynnym, nie miały jasno określonego własnego statusu. Siostry były formalnie pracownicami „Przytuliska" i podlegały przepisom prawodawstwa państwowego, odnoszącego się do wszystkich zakładów dobroczynnych. Matka Kazimiera, sprawując zarząd nad „Przytuliskiem", zobowiązana była również do respektowania przepisów państwowych regulujących życie instytucji filantropijnych. Równocześnie wszystkie pracownice zakładu z ulicy Wilczej należały do wspólnoty zakonnej, która prowadziła życie ukryte. Rodziły się zatem kolizje między wymogami życia zakonnego a rygorami prawnymi obowiązującymi pracowników zakładu dobroczynnego. „Przytulisko" pozostawało pod nadzorem kilkuosobowego komitetu (zarządu) składającego się z osób świeckich, które przestrzegały przepisów prawodawstwa państwowego. Z tych też powodów Przełożona musiała godzić ze sobą wymogi nierzadko wykluczające się wzajemnie. „Jak to już nadmieniłam na pierwszych kartach naszej historii - pisała - stosunek z miejscowym zarządem był nader trudny, tem trudniejszy, że nie był jasny, gdyż «Przytulisko», mające w założeniu inne przeznaczenie, w tajemniczych wyrokach Bożych miało być kolebką dla poczynającego się Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek, czego wyjaśnić nie było można, bo to groziło zagładą".
W Historii Zgromadzenia matka Kazimiera zanotowała cały szereg konkretnych faktów ukazujących trudności, które wynikały z ukrytego charakteru wspólnoty zakonnej! Poważne problemy związane były z przyjmowaniem nowych kandydatek do Zgromadzenia. Komitet „Przytuliska" zastrzegł sobie prawo do przyjmowania osób, które zgłaszały się do zakładu. W praktyce oznaczało to, że kandydatki do Zgromadzenia musiały odbyć wstępną rozmowę z członkami komitetu. Matka z reguły nie uczestniczyła w takich rozmowach. Sytuacja stawała się szczególnie kłopotliwa w przypadkach, gdy kandydatkę przysyłał ojciec Honorat z Zakroczymia. „Członków zasiadało kilku, z zasady pięciu - pisze matka Kazimiera - i tu dopiero przyglądanie, badanie skąd wie o tej instytucji, kto ją przysłał itd. itd! Niejednej dobrze biło serce, aby (...) niczem się nie zdradzić, a ojca Honorata wyminąć". Wydawało się, że w takich warunkach dalszy rozwój Zgromadzenia zakonnego będzie uniemożliwiony. Niektórzy członkowie komitetu „Przytuliska" (ks. Jan Wierzbicki, Walery Wróblewski) zostali wtajemniczeni w istnienie w „Przytulisku" ukrytego Zgromadzenia zakonnego. Ze względu na istniejące trudności radzili oni Kazimierze Gruszczyńskiej, żeby siostry opuściły zakład i zamieszkały wspólnie w wynajętym domu, gdzie mogłyby bardziej swobodnie prowadzić życie zakonne. Projekt taki był rozważany w gronie zaufanych osób. O jego odrzuceniu zadecydowało ostatecznie stanowisko Matki, która - jak sama wyznaje - nie miała odwagi uczynić takiego kroku.
Zakład przy ulicy Wilczej borykał się z poważnymi problemami finansowymi. Brak odpowiednich funduszów stawał się niekiedy tak dotkliwy, że zagrażał istnieniu wspólnoty zakonnej. Sytuacja taka zaistniała pod koniec prezesury Aleksandra Zawadzkiego (1881-1884). Na krótko przed rezygnacją z zajmowanego stanowiska wydał on matce Kazimierze polecenie, żeby pozostawiła w zakładzie wyłącznie te osoby, które są konieczne. Wszystkie pozostałe polecił usunąć. O krytycznej sytuacji finansowej „Przytuliska" została poinformowana warszawska Rada Miejska Dobroczynności Publicznej. Stało się to za sprawą jednego z członków zarządu. Na skutek tego donosu rada miejska podjęła decyzję, która okazała się bardzo niekorzystna dla zakładu. Mianowicie 18 marca 1883 r. wystosowała urzędowe pismo zawierające polecenie, aby zostały usunięte z „Przytuliska" wszystkie osoby, które zdolne są zapracować na własne utrzymanie. Na mocy powyższego zarządzenia miały być usunięte również pielęgniarki, które należały - jak wiadomo — do ukrytej wspólnoty zakonnej. Takie rozporządzenie mogło spowodować w konsekwencji zamknięcie zakładu.
W tej szczególnie trudnej sytuacji przyszedł z pomocą zakładowi jeden z członków jego zarządu, Anastazy Siemiński. Zadeklarował on wobec warszawskiej rady miejskiej, że bierze na siebie starania o wyszukanie środków utrzymania dla „Przytuliska". Powstrzymał w ten sposób realizację nakazu wydalenia z zakładu sióstr franciszkanek. Dzięki jego staraniom zaczęto urządzać koncerty, loterie fantowe, bale, z których dochody szły na rzecz „Przytuliska". Tym sposobem zostało uratowane dalsze istnienie zakładu przy ulicy Wilczej i związanego z nim ukrytego Zgromadzenia zakonnego. „Panu Anastazemu Siemińskiemu «Przytulisko» zawdzięcza bardzo wiele" - oświadczyła później Kazimiera Gruszczyńska.
Po zrzeczeniu się prezesury przez Aleksandra Zawadzkiego (1884 r.) zakład został bez pieniędzy. Członkowie zarządu - pisze matka Kazimiera - nie mieli odwagi pytać o sprawy finansowe, wiedzieli bowiem, że zakład zabrnął w długi, których nie może spłacić. Mimo wyjątkowo trudnej sytuacji finansowej Kazimiera Gruszczyńska nie wydaliła nikogo z zakładu, przeciwnie, w tym okresie - jak sama oświadcza — „ruch był większy niż zwykle". Na koniec roku należało zamknąć bilans finansowy „Przytuliska". Gdy członkowie komitetu zażądali ksiąg kasowych, przekonali się ku wielkiemu ich zdumieniu, że zamiast długów znaleźli w zakładzie „znacznie większą cyfrę ludności Opatrznością Bożą wyżywionej i utrzymanej". „Przytulisko" wybrnęło z trudności finansowych dzięki temu, że jego przełożona uzyskała wtedy dużą swobodę działania: „mnie się dostała nieograniczona tymczasowa władza" — napisała później Matka.
Wśród osób, które zasłużyły się dla „Przytuliska" w sposób szczególny zasługuje na uwagę hr. Stanisław Kossakowski. Objął on prezesurę zakładu po ustąpieniu z tej funkcji Aleksandra Zawadzkiego. W 1884 r. został on zatwierdzony formalnie przez Radę Miejską Dobroczynności Publicznej. Kazimiera Gruszczyńska pisze o nim, że był praktykującym katolikiem i odnosił się z pełną życzliwością do zakładu. Ze względu na swoje hrabiowskie pochodzenie cieszył się u władz warszawskich wysokim autorytetem, co ułatwiało mu załatwienie wielu trudnych spraw związanych z funkcjonowaniem „Przytuliska" i znajdującej się w nim wspólnoty zakonnej.
W tym czasie Matka miała poważne trudności związane z przejęciem domu rodzinnego w Kozienicach po śmierci ojca (Andrzej Gruszczyński zmarł w 1883 r.). Z odziedziczonej po ojcu posesji pragnęła uczynić miejsce wypoczynkowe dla sióstr. Ten jej projekt spotkał się ze sprzeciwem władz miejskich w Kozienicach, które pragnęły obrócić opustoszały dworek Gruszczyńskich na inne cele (przeznaczyły go na kwaterę dla wojska). Na prośbę matki Kazimiery hrabia Kossakowski wystosował w tej sprawie pismo do burmistrza miasta Kozienice, zaznaczając w nim, że w przypadku dalszego sprzeciwu ze strony miejscowego magistratu odwoła się do wyższych władz. Interwencja ta przyniosła oczekiwany skutek. Tak więc dzięki pomocy hrabiego Kossakowskiego siostry franciszkanki uzyskały w Kozienicach niewielką posesję wraz z domem. Było to bardzo ważne osiągnięcie dla powstającego Zgromadzenia zakonnego. W niedalekiej przyszłości Kozienice staną się drugim — obok Warszawy — miejscem, w którym ogniskować się będzie życie Zgromadzenia.
W miarę jak działalność sióstr uzyskiwała społeczne uznanie, Konsystorz Archidiecezji Warszawskiej umieszczał w zakładzie „Przytulisko" coraz większą liczbę katechumenek, które przygotowywane były przez siostry do przyjęcia sakramentu chrztu. Wśród katechumenek znalazła się córka warszawskiego rabina. Sprawa ta nabrała wielkiego rozgłosu i stała się źródłem szeregu przykrości dla sióstr franciszkanek. Władze warszawskie zaczęły się interesować budżetem „Przytuliska". Robiono zarzuty, że fundusze zakładu przeznaczane są na cele niezgodne z jego statutem. Rodziły się podejrzenia, że w zakładzie przy ulicy Wilczej prowadzi religijną działalność jakieś ukryte zgromadzenie. Całą sprawą zainteresował się gubernator Warszawy. I tym razem pomoc ze strony hrabiego Kossakowskiego okazała się bardzo skuteczna. Po jego rozmowie z gubernatorem sprawę zakończono zakazem przyjmowania do „Przytuliska" katechumenek (pismo gubernatora z 31 stycznia 1886 r.).
Ze względu na nadmiar innych obowiązków hrabia Kossakowski zmuszony był zrezygnować z funkcji prezesa, którą sprawował przez dziesięć lat. W 1894 r. prezesurę w „Przytulisku" objął hr. Feliks Czacki, który po upływie kilku lat zrzekł się zajmowanego stanowiska (pismo do Rady Miejskiej Dobroczynności Publicznej z 27 lipca 1900 r.). Następnym prezesem był książę Stefan Lubomirski. Przedwczesna jego śmierć sprawiła, że funkcję tę sprawował tylko przez kilka miesięcy. W 1901 r. prezesurę objął ponownie hr. Stanisław Kossakowski i pozostawał na tym stanowisku do swojej śmierci, która nastąpiła 17 listopada 1905 r. W latach 1905-1908 urząd prezesa w „Przytulisku" wakował.
W okresie, gdy prezesami byli Kossakowski, Czacki i Lubomirski współpraca Kazimiery Gruszczyńskiej z zarządem układała się poprawnie. Wydatną pomoc wyświadczył zakładowi w tych latach hr. Feliks Grabowski. W 1884 r. został on powołany na opiekuna „Przytuliska". W rok później zaczął pełnić w zakładzie funkcję kasjera. Prowadził rachunki, kancelarię, ponadto służył siostrom wszelką radą i pomocą. W 1904 r. został członkiem zarządu, a w cztery lata później prezesem „Przytuliska" (zatwierdzony przez gubernatora 13 czerwca 1908 r.). Funkcję tę sprawował do 1920 r. (zmarł l maja 1926 r.). Kazimiera Grusz-czyńska w swoich wypowiedziach nie szczędzi słów uznania dla hr. Grabowskiego, podkreślając jego zasługi dla rozwoju zakładu i Zgromadzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz