Mój Drogi Satku. Nie wiem, co to znaczy, ale zawsze jest coś. Bo jeśli Cię zawsze kocham i o Tobie pamiętam, to w tym czasie stoisz mi na myśli. Coś mnie nagli, abym się modliła za Ciebie. Ogarnia mnie jakiś smutek. Od dni kilku coś mnie nagli, abym do Ciebie napisała. Niezwykle mnie to usposabia, uważam to za wolę Bożą, chcę ją spełnić, biorę pióro, i cóż mam pisać. Nie co innego, jak tylko to, co w tych dniach czuję. I tak: w dzień smutnej rocznicy śmierci naszej najdroższej Matki duch mój ścigał Cię ciągle. Myślałam sobie przed laty, poczciwy Satur ten dzień upamiętniał i jak dobry syn niósł na Mszę św. i piechotą przez pola, łąki dążył, by z tą świętą Ofiarą łączyć swój pacierz żałobny. Ten fakt błogo mi się zarysował w sercu i pamięci i pytam czy i dziś tak zrobił? Na to odpowiedzi dać sobie nie umiem. Nie sądź, mój Drogi, abym miała jaki zakwas, abym chciała coś zastarzałego wyciągnąć, by Cię dotknąć i moralizować. Nie, pocieszam się nadzieją, że wyprowadzony cudownie z manowców, uznajesz i uwielbiasz miłosierdzie Boże. Może tylko za mało zatopiłeś wzrok duszy w ten cud miłosierdzia, za mało dziękujesz, za mało kochasz tak dobrego Boga. I jak Bo kochać nie umiem, ale pragnę dla siebie, pragnę dla Ciebie tej drogi czystej, wiodącej do nieba. Życie nasze, mój Satku, już niedługie. Weźmy się za siebie, ale szczerze, nie w planach, ale w czynach. Pierwsza rzecz, mieć czyste sumienie, wolne choć od grzechu śmiertelnego. Satku, mój jedyny braciszku, czyś był na Wielkanoc u spowiedzi? Ja tego nie wiem, ale pytam, bo jeżeli nie, to już masz wyraźny grzech śmiertelny, a co za tym idzie? Satku, wejdź na drogę religijną, zadaj gwałt zachciankom natury i przyzwyczajenia, a skreśl sobie plan człowieka katolickiego, żebyś też dał sobie słowo, że żaden handel cię nie zobaczy, a jak byś ślicznie wtedy wyglądał. Dziś na Twą intencję zaczęłam nowennę do Matki Boskiej Narodzenia. Tyś Tę Panią i Matkę kochał i dziś, sądzę, żebyś życiem stwierdził to, że Ją kochasz. Ona życia nie żąda, ale pragnie, żebyś Jej dał dowód miłości, pocieszając Jej zbolałe serce, gdy pojednasz się z Bogiem. Czyż Matuchnie Najświętszej tego odmówisz, czyż na podarek Narodzin zniesiesz, abyś został ze skalanym sercem? Nie, Ty tego nie zrobisz. Wejdziesz w siebie, powiesz, że już dosyć udręczeń przez świat, czarta i zmysły wywołanych, a teraz praca nad pokonaniem siebie. Praca nad spełnieniem tych obietnic przy chrzcie św. dokonanych. Satku, ja sama nie wiem, skąd mi przyszło do Ciebie pisać i tyle pisać. Może to serce Matki Boskiej nie przynagla. Czy zamkniesz uszy na to, czy będziesz spokojny? Nie, ten list jeszcze więcej Cię ścigać będzie, jako łaska Boża. Ty masz dobre serce, ono i dziś nie skamieniało. Proszę Cię, idź za pierwszym popędem, nie odkładaj i do Narodzenia Matki Boskiej oczyść serce, aby Pan Jezus mógł w nim zamieszkać. Modlić się za Ciebie będę oczekując dobrej, ale szczerej odpowiedzi. Bogu Cię oddaję i opiece Matki Najświętszej Twa siostra.
Ciechocinek, 30 VIII 1902