Gdyby się fakt podobny zdarzył, aby umarły już przywalony wiekiem trumny powstał z martwych i na nowo na ten świat powrócił, o, jakże by z każdej chwili korzystał, by dawną przeszłość grzeszną naprawić; a jednak z wami coś podobnego się stało. Liczna wasza gromadka spoczywała przed chwilą pod całunem śmiertelnym i pewnie przyrzekałyście Panu Jezusowi, leżąc krzyżem, że chcecie umrzeć całkowicie światu i powstać z martwych na nowe życie. Obyście w tych dobrych uczuciach i postanowieniach wytrwały i wniosły do Zgromadzenia tego ducha zakonnego: pokory, czystości, posłuszeństwa nade wszystko.
Nie bez głębokiego wrażenia patrzyły na was obecne tu siostry przypominając sobie, że i one tak kiedyś były przykryte całunem. O, cóż to za szczęście, że Was Bóg wybrać raczył z burzy tego świata. Obyście całkiem umarły sobie!
Zapytacie się może jak ten młodzieniec ewangeliczny: co mam czynić, co to znaczy umrzeć sobie. – To znaczy umrzeć swemu „ja”, miłości własnej, pysze, a nade wszystko swojej woli.
Oby ten całun przykrył wolę waszą!
Nasza miłość własna, pycha, jest źródłem nieposłuszeństwa! Szczęście i pokój w Zgromadzeniu zależy od posłuszeństwa.
Przypominajcie sobie na każdy dzień ten całun, pod którym umarłyście sobie, aby żyć dla Boga i pełnić Jego wolę i upodobanie. Posłuszeństwo to najkrótsza i najpewniejsza droga do świętości. Obyście tym duchem ożywione powstały na nowe życie i w nim wytrwały do końca.