s.
Barbara Wycech
STOKROTNY PLON
Sztuka
oparta na faktach z życia Kazimiery Gruszczyńskiej, Założycielki Sióstr Franciszkanek
od Cierpiących. Akcja zaczyna się w roku 186l, na dwa lata przed powstaniem
styczniowym.
Odsłona I
W klasie szkolnej
Instytutu zwanego „Maryjskim” w Puławach, znajdują się dwie uczennice Paulinka
i Kazia Gruszczyńska, przyszła Matka i Założycielka Zgromadzenia Sióstr
Franciszkanek od Cierpiących Dziewczęta rozmawiają o Henryce Pustowójtównie, przyszłym
adiutancie Mariana Langiewicza, dowódcy jednego z oddziałów powstańczych z roku
1863.
Instytut „Maryjski”
został założony z polecenia cara Aleksandra II-go, w celu wynarodowienia
polskich dziewcząt oraz zmuszenia katoliczek do przejścia na prawosławie.
Paulina
-
Pamiętasz Henrykę Pustowójtównę, Kaziu?
Kazia
-
Pamiętam bardzo dobrze. Ja wtedy zostałam przyjęta na pierwszy rok nauki w naszym
Instytucie, a ona już była na ostatnim.
Paulina
-
A pamiętasz jak nam pokazała tę buntowniczą pieśń, napisaną z okazji koronacji
cara Aleksandra II-go? To było chyba tak:
„Zgasły
dla nas nadziei promienie
Już
jutrzenka nie świeci nam blada”.
Kazia
kończy razem z Pauliną
„Lecz
my jako upiorów gromada
We
krwi wrogów ugaśmy pragnienie...
Kazia
-
A na te słowa: „Ciche szczęcie, spokojność, kochanie
Już
serc naszych niezdolne ukoić…”, weszła nagle przełożona Grothen. Wszystkie zamarłyśmy
z przerażenia, ale ona słysząc tylko ostatnie słowa pieśni, pochwaliła nas,
że śpiewamy sobie ładna kołysankę o szczęściu, spokoju, kochaniu…
że śpiewamy sobie ładna kołysankę o szczęściu, spokoju, kochaniu…
Zuzia,
Helenka i Esterka
(wbiegają)
-
Co wy tu o kochaniu gadacie! A w Warszawie na Placu Zamkowym Kozacy zabili
i poranili wiele osób...!
i poranili wiele osób...!
Kazia
i Paulinka
-
Dlaczego?!
Helenka
-
Jak to dlaczego? Przecież jesteśmy w niewoli i żandarmom nie podobały się nasze
modlitwy do Boga!
Esterka
-
Młodzież studencka zebrała się pod figurą Matki Bożej na Krakowskim
Przedmieściu śpiewając „Boże coś Polskę...”.
Helenka
-
Zaraz tłum ludzi się przy nich zgromadził, i wszyscy śpiewali wraz z nimi.
Zuzia
-
A przejeżdżający tamtędy pocztylion zagrał na trąbce: „Jeszcze Polska nie
zginęła...”.
Helenka
-
Wtedy ludzi ogarnął entuzjazm, zaczęli iść w stronę Placu Zamkowego,
płacząc, śpiewając i modląc się...
płacząc, śpiewając i modląc się...
Esterka
-
A z bramy zamkowej wypadł oficer w otoczeniu bębniących doboszy...
Zuzia
-
Gdy bębny umilkły, oficer przemówił: „Wzywam was, z mocy prawa, abyście się
rozeszli, bo inaczej rozpędzę was siłą”.
Helenka
-
Ale ludzie odpowiedzieli oficerowi śmiechem.
Zuzia
-
Wtedy z Zamku wypadła konna żandarmeria, która zaczęła szablami płazować
zgromadzonych. A potem oddział wojska pod komendą jenerała Chrulewa zaczął
strzelać do ludzi...
Helenka
-
Szeregi młodych, jak kwiaty podcięte kosą, padały skrwawione na bruk.
Zuzia
-
Wielu odkrywało swe piersi, krzycząc do wojska stojącego o kilkanaście kroków:
„strzelajcie, mordujcie bezbronnych”.
Esterka
(płacząc)
-
I wojsko strzelało.
Kazia
-
Boże, Boże! Musimy pomodlić się za tych zabitych… Boże, Boże…!
Zuzia
-
Tak, tak, zaraz urządzimy nabożeństwo...
Paulinka
-
A co będzie jeśli zobaczy nas przełożona?
Esterka
-
To niech zobaczy. Musimy się modlić za zabitych i zamanifestować jedność
z nimi.
z nimi.
Helenka
-
Tym bardziej, że w Żytomierzu, gdzie mieszka Henryka Pustowójtówna, ludzie
postawili krzyż na pamiątkę poległych w Warszawie i tam się wszyscy za nich
modlą.
Kazia
-
Więc i my stańmy pod krzyżem, aby się modlić.
Esterka
-
Ale jak się modlić, gdy pod tym krzyżem wisi ta wstrętna rosyjska mapa!
Helenka
-
Nie chcemy mapy w języku rosyjskim! Jesteśmy wolnym narodem!
Zuzia
-
Mamy prawo uczyć się po polsku!
Kazia
-
Tak! A więc zerwijmy ja!
Wszystkie
- Zerwijmy!
Zuzia
-
Dobrze. Zwińmy ją w rulon, i wrzucimy do Wisły. Niech płynie do Warszawy jako
symbol naszej solidarności z całym Narodem Polskim!
Esterka
-
Dajcie ją. My z Helenką wrzucimy ją do wody!
Paulinka
-
Idźcie, a my tu uprzątniemy trochę.
Helenka i Esterka (wracają)
-
Popłynęła rosyjska mapa z prądem!
Kazia
-
To dobrze. Stańmy teraz pod krzyżem i módlmy się do Boga, aby zlitował sie nad
nami.
Wszystkie (śpiewają)
-
Boże coś Polskę...
Przełożona (wchodzi)
-
Co to wszystko znaczy?! Proszę w tej chwili przestać! Jesteście w instytucie Najjaśniejszej
Carowej, a nie w katolickim kościele! Czy i tu mam wezwać żandarmów?!
Dziewczęta milczą.
Przełożona
-
Popełniłyście przestępstwo, ale gotowa jestem wam je wybaczyć, jeżeli okażecie
skuchę
i przyznacie się do winy. Które to z was zerwały mapę ze ściany? Nie podobała się wam,
że jest w języku rosyjskim? Dlatego wrzuciłyście ją do wody?! Ja widziałam jak biegłyście do Wisły. Które to z was zrobiły? Żądam odpowiedzi! Kto was do tego namówił?! Kto jest prowodyrem! Gruszczyńska, wstań! Ty nie umiesz kłamać. Powiedz, które to zrobiły? Nie chcesz mówić. To może umówimy się tak: Które są niewinne i nie brały w tym udziału, a są gotowe wszystko powiedzieć, niech przejdą na tę stronę. Żadna z was się nie rusza? Więc wszystkie jesteście winne?! Zapytam więc po kolei. Gruszczyńska, brałaś w tym udział?
i przyznacie się do winy. Które to z was zerwały mapę ze ściany? Nie podobała się wam,
że jest w języku rosyjskim? Dlatego wrzuciłyście ją do wody?! Ja widziałam jak biegłyście do Wisły. Które to z was zrobiły? Żądam odpowiedzi! Kto was do tego namówił?! Kto jest prowodyrem! Gruszczyńska, wstań! Ty nie umiesz kłamać. Powiedz, które to zrobiły? Nie chcesz mówić. To może umówimy się tak: Które są niewinne i nie brały w tym udziału, a są gotowe wszystko powiedzieć, niech przejdą na tę stronę. Żadna z was się nie rusza? Więc wszystkie jesteście winne?! Zapytam więc po kolei. Gruszczyńska, brałaś w tym udział?
Kazia
-
Tak.
Przełożona
pyta każdą po
kolei,
Wszystkie odpowiadają
-Tak.
-Tak.
Przełożona
-
Ach tak!! Więc wszystkie jesteście wydalone ze szkoły! A szkołę zamkniemy. Wy
buntownice! Pakować się i do domu! Nie ma dla takich jak wy nauki z łaski Najjaśniejszego
Pana! (wychodzi)
Paulina
-
I co teraz będzie?!
Helenka
-
Ano stało się. Nie ma dla nas nauki z łaski cara.
Zuzia
-
I my jej wcale nie chcemy. Tej jego łaski!
Kazia
-
Masz rację. My jesteśmy wolnym narodem i nigdy nie pogodzimy się z niewolą
Ojczyzny!
Esterka
-
A teraz jeszcze zaś zaśpiewajmy naszą pieśń, żeby przełożona nie myślała żeśmy się
ulękły.
Śpiewają na melodię: „Z dymem
pożarów”
O
Panie, Panie, w naszej krainie
Całego
ludu wznosi się głos
I
pieśń błagalna do Ciebie płynie
O
szczęście Polski, jej byt i los
Ojcze
wysłuchaj jęku, boleści
Błagamy,
karę w swą łaskę zmień.
Niech
grom Twój wrogom naszym obwieści
Że
zmartwychwstania nadszedł nam dzień.
Odsłona II
Rok 1870. Droga z cmentarza w
Kozienicach
Kobieta
1
-
Może odpoczniemy trochę. Daleko iść z tego cmentarza.
Kobieta
2
-
Dobrze, usiądźmy. Tyle czasu trzeba było stać na tym pogrzebie.
Kobieta
1
-
Bo ksiądz mówił i mówił. Wychwalał tę Gruszczyńską. Już mu słów brakowało.
Kobieta
3 (podchodzi)
-
Witajcie, moje Panie. Dawno was nie widziałam. Wracacie z pogrzebu Józefy Gruszczyńskiej?
Kobieta
1
-
Tak. I trochę się zmęczyłyśmy. Siadaj z nami. Pogadamy.
Kobieta 3 (siadając)
-
Biedna ta najstarsza córka, Kazia. Taka bledziutka stała przy grobie matki.
Kobieta
2
-
No cóż, widać Bóg każe ich za jakieś ukryte grzechy.
Kobieta
3
-
Co też pani, mówi, ukryte grzechy! Przecież to najprzyzwoitsza rodzina
w Kozienicach.
w Kozienicach.
Kobieta
1
-
No ?? Ojciec, jako sędzia rzeczywiście
bardzo jest szanowany...
Kobieta
3
-
A cóż można zarzucić matce? Była pobożna, pracowita, sumienna. Dobra gospodyni
i żona.
Kobieta
1
-
O zmarłych źle nie będziemy mówiły, bo nie wypada. Ale co racja, to racja. Nie
każdego Bóg każe śmiercią tylu dzieci. Coś tu musiało być nie tak.
Kobieta
2
-
Bo i ta Kazia. Ta niby pobożna, ale coś w tej pobożności nienormalnego. Całymi
godzinami przesiaduje w kościele.
Kobieta
1
-
Nigdy to na zabawę nie pójdzie. Wstaje o 5-tej i leci pod kościół, aż go otworzą.
Kobieta
2
-
Uważa się chyba za świętą, bo codziennie do Komunii św. przystępuje. Ale matka
z niej pewnie żadnej wyręki nie miała.
Kobieta
3
-
To nieprawda! Ja znam ją bliżej. Jaka to dobra córka dla matki i ojca!
Posłuszna, pracowita, opiekunka chorych...
Kobieta
2
-
Rzeczywiście lata po jakichś tam dziurach i niby pomaga biednym. Pewnie choroby
tylko znosiła do domu.
Kobieta
1
-
Może i z tego matka umarła i ten mały braciszek, Klaudiusz…
Kobieta
2
-
Biedne dziecko. Tylko 4 latka żyło....
Kobieta
1
-
A Izydorek też umarł malutki. Tylko Wiktoryna była trochę starsza, bo miała 15
lat, jak odeszła z tego świata.
Kobieta 2
-
Tak, tak. Kara Boża. Ja to się cieszę, że moje dzieci i do tańca i do różańca.
Nie przesadzają w pobożności jak ta Kazia Gruszczyńska.
Kobieta
3
-
Źle mówicie, moje drogie. Aż przykro was słuchać. Jak można tak mówić
o porządnych ludziach, których spotkało nieszczęście!
o porządnych ludziach, których spotkało nieszczęście!
Kobieta
l
-
Przecież nam żal, tej Józefy. Może więcej niż jej rodzonej córki, bo ta nawet
nie rozpaczała przy grobie matki.
Kobieta
2
-
Mąż też stał jak słup. Ani jednej łzy. Ja to bym odzienie na sobie rwała z
rozpaczy, a oni jakby nigdy nic.
Kobieta
3
-
Co wy tam wiecie. Czasem ludzie dla oka ludzkiego wyją z bólu, a zaraz potem
bawią się
i nie pamiętają żeby Mszę św. za zmarłych zamówić.
i nie pamiętają żeby Mszę św. za zmarłych zamówić.
Kobieta
2
-
No, o to, to już Kazia się zatroszczy. Taka przecie pobożna.
Kobieta
3
-
Czemu mówicie z taką zgryźliwością? Cóż wam zawiniła?
Kobieta
1
-
Bo to trudno patrzeć, żeby młoda dziewczyna żyła w mieście jak mniszka. Niech
sobie idzie do klasztoru, albo niech żyje jak inni.
Kobieta
2
-
Bo i pewnie. Kto patrzy na nią to innymi dziewczynami gardzi. Że rozwydrzone.
Kobieta
3
-
A więc to o to chodzi? Wstyd innym, że nie są takie jak Kazia!
Kobieta
1
-
Wcale nie wstyd. Tylko złość człowieka bierze, jak to chodzi po mieście, pobożne
do nieprzytomności!
Kobieta
2
-
Prawdziwa dewotka!
Kobieta
3
-
Przestańcie. Zamiast stawiać Kazię za przykład innej młodzieży, to wy ją
obmawiacie!
Kobieta
1 i 2
-
My ją obmawiamy! A cóż my złego o niej mówimy? Tylko prawdę!
Kobieta
3
-
Wasza prawda, to karykatura. Dziewczyna kocha Boga, żyje według Jego praw.
Dobra
i uczynna. Do tego wesoła i pełna energii. Wykształcona. Skończyła prywatną pensję
w Skierniewicach, z bardzo dobrym wynikiem.
i uczynna. Do tego wesoła i pełna energii. Wykształcona. Skończyła prywatną pensję
w Skierniewicach, z bardzo dobrym wynikiem.
Kobieta
2
-
Ale z Puławskiego Instytutu ją wyrzucili.
Kobieta
1
-
Cały Instytut zamknęli z jej powodu!
Kobieta
3
-
Kobiety bójcie się Boga! Przecież zamknęli Instytut dlatego, że dziewczęta
czuły się Polkami i jako Polki reagowały na bezprawie.
Kobieta
1
-
Ja tam nie wiem. Więcej o tym nie mówmy. W każdym razie Instytut zamknięto z
powodu zachowanie się uczennic. A Kazimiera była prowodyrem.
Kobieta
3
-
To bardzo pięknie o niej świadczy.
Kobieta
2
-
Czego ty jej tak bronisz?!
Kobieta
3
-
Po takich jak wy, co ją krytykują i jej zazdroszczą jest mało w naszym mieście.
Jeśli Kazimiera otworzy szkołę w Kozienicach, to ja, i wiele innych, co znają
jej uczciwość
i mądrość, powierzymy jej swoje córki.
i mądrość, powierzymy jej swoje córki.
Kobieta
2
-
Ona chce założyć Pensję w Kozienicach?
Kobieta
3
-
Tak. Przecież ma do tego uprawnienia. I bardzo jej tego życzę. Poprowadzi tę
pensję dobrze i złego nikogo nie nauczy. A teraz pozwólcie, że pójdę szybciej,
bo już późno. Do zobaczenia.
Kobieta
1 i 2
-
Do zobaczenia.
Kobieta
2
-
Czy to prawda, że Kazimiera chce założy pensję w Kozienicach, jak mylisz?
Kobieta
1
-
Myślę, że to prawda. A niech założy. Może i ja swoje dziewczęta do niej poślę.
Pogadać można, ale przyznać trzeba, że na wychowawczynię to się ona nadaje.
Kobieta
2
-
A niedoczekanie. Nie założy pensji. Już moja w tym głowa. Po co dwie szkoły w
mieście, będzie niepotrzebna konkurencja!
Kobieta
1
-
Przecie nie ma jeszcze żadnej?
Kobieta
2
-
Ale moja siostrzenica chce taką szkolę otworzyć. I otworzy, już ja się tym zajmę.
Odsłona III
Gabinet kuratora szkolnego
(rosjanina)
Kurator (woła przez drzwi)
-
Nataszeńka, a jest tam jeszcze kto do mnie?
Głos
kobiecy za drzwiami
-
Jest tylko jedna dziewoczka do pana kuratora!
Kurator (wzdycha zrezygnowany)
-
No, to wołaj ją tutaj. Niechże wejdzie, a potem przyniesiesz mi arbatu.
Głos
zza sceny
-
Zarazutko wstawiam samowar, panie kuratorze.
do kogoś za sceną:
-
Panienka może wejść. Pan kurator prosi.
Kazimiera
(wchodzi energicznie)
-
Dzień dobry panu.
Kurator
-
A zdrastwujcie, zdrastwujcie. Proszę siadać. Z czym to do mnie?
Kazimiera
-
Skończyłam szkołę w Skierniewicach, która daje mi uprawnienia do założenia
własnej pensji dla dziewcząt. Oto świadectwo.
Kurator /ogląda świadectwo!
-
A piękne świadectwo, piękne... Zdolna panienka... Ale czemu ty, dziewoczka chcesz
założyć pensję? Maszże ty dziengi?
Kazimiera
- Ojciec mi na początek
pomoże. Uczennice będą płaciły. Dam sobie radę.
Kurator
Kurator
-
A to ładnie, ładnie... A czegóż ty będziesz uczyła, a…?
Kazimiera
-
Oczywiście tego, czego się uczy w takiej szkole. Religia, języki obce, rachunki,
śpiew, roboty ręczne, nauka gotowania...
Kurator
-
A języka rosyjskiego uczyć będziesz?
Kazimiera
-
Bez rosyjskiego, niestety się nie da....
Kurator
Nie
da się? Bo ty by chciała, żeby go nie było, a…?
Kazimiera (zaciska usta)
Kurator
-
No, no, nie chmurz się. Ja tylko tak sobie pytam. A ty lepiej byś sobie
znalazła bogatego narzeczonego, zamiast kłopotać się o pensję. To nie takie
łatwe.
Kazimiera
-
Wiem. Ale ja nie boję się trudności.
Kurator
-
Nie boisz się trudności? Takaś dzielna? Ale to nie łatwo wychowywać. Dadzą ci
się we znaki, te dziewczyny. Na randki będą się umawiać, uczyć się nie zechcą.
Płacić nie będą regularnie. Po co ci ten kłopot?
Kazimiera
-
Dlaczego Pan Kurator chce mnie zniechęcić do założenia pensji? Ja nie proszę
przecież
o wsparcie, tylko o potrzebne pozwolenie, bo bez niego nic nam nie wolno.
o wsparcie, tylko o potrzebne pozwolenie, bo bez niego nic nam nie wolno.
Kurator
-
Nic wam nie wolno...? A ty ze mną tak nie rozmawiaj, bo mogę ci tego pozwolenia
nie dać, jak mnie zdenerwujesz.
Kazimiera (milczy)
Kurator
-
Zamilkłaś? To dobrze. Bo ja nie chcę ci być nieżyczliwy. Ja ci dobrze radzę,
zrezygnuj z tej pensji. Szkoda ciebie. Poczułem do ciebie życzliwość. Ty może
dobra dziewczyna, ale ty... No co? Zrezygnujesz?
Kazimiera
-
Nie. Od dziecka marzę o pensji. Uczyłam się cały czas z myślą, że będę
wychowywała młode Polki.
Kurator
- Młode Polki? Oj, ty głupia,
głupia...Chciałem ci oszczędzić przykrości, a ty sama pchasz się. Co ty robiła
w Instytucie Puławskim Najjaśniejszego Cara?
Kazimiera (dumnie)
Kazimiera (dumnie)
-
Uczyłam się.
Kurator
-
Uczyła ty się i nic więcej? Oj, dziewczyna ty, dziewczyna, głupia dziewczyna. Po
co ci było w szkole popierać buntowszczyków z Warszawy, a?
Kazimiera (milczy).
Kurator
-
Milczysz? No ja wiem, wiem, ty Kazimiera Gruszczyńska. I twoje świadectwo, choć
takie celujące, nie nadaje się do założenia pensji.
Kazimiera
-
Nie nadaje się do założenia pensji? Przecież mam potrzebne wiadomości!
Kurator
-
Wiadomości! CÓŻ znaczą wiadomości...? Wiadomości to nic. Twoja działalność w
szkole przeciw carowi, to jest twoje świadectwo!
Kazimiera
-
Moja działalność przeciw carowi...?
Kurator
-
No cóż, jesteś buntownica. I ty chcesz, by ci car pozwolił uczyć młode Polki? By
się też kiedyś zbuntowały?
Kazimiera
-
Proszę mnie nie pouczać. Ja przyszłam po zezwolenie na otwarcie szkoły. I to
świadectwo daje mi do tego uprawnienia.
Kurator
- Masz tu te swoje
świadectwo. I trzymaj dobrze, bo to piękne świadectwo, ale zezwolenia na
otwarcie szkoły wydać ci nie mogę.
Kazimiera
-
Więc pójdę do innego miasta, tam mi je dadzą.
Kurator
-
Ty się nie złość. Ale ty nigdzie pozwolenia nie dostaniesz... Car dał taki
ukaz...
Kazimiera
-
A więc to wilczy bilet?! A więc taka to sprawiedliwość! We własnym kraju, mając
odpowiednie kwalifikacje, nie mogę założyć szkoły! Wilczy bilet! Kto rządzi w
moim kraju?! Więc to świadectwo nie jest mi potrzebne! Niech sobie pan to
świadectwo zabierze! (drze świadectwo) To
taka wasza sprawiedliwość! Ach, mam tego dość!!! (Rzuca podarte świadectwo na biurko kuratora wywracając przy tym
kałamarz z atramentem. Wybiega trzaskając drzwiami).
Kurator
-
A to ci dopiero dzielna dziewka! Strach jak z takim narodem walczyć. Nie boją
się, a z krzywdą się nie pogodzą. Ale nie mogłem jej wydać zezwolenia, bo był
na nią donos. Szkoda, bo dzielna dziewka! Tylko mi nieporządku narobiła. Trzeba
by zawołać żandarma, niech ją ukażą. (ziewa).
Ale mi się nie chce. Nataszeńka, a masz już arbatu?! Dawaj tu!!
Odsłona IV
U Sióstr Posłanniczek. W
Zgromadzeniu zakonnym bezhabitowym, założonym przez Honorata Koźmińskiego.
Siedzą przy pracy dwie Antonina i Felicja.
Antonina
-
Czy ta młoda dziewczyna, Kazia Gruszczyńska, bardzo była zdziwiona dlaczego nie
mogła drugi raz u nas zanocować.
Felicja
-
Właściwie to nie bardzo. To mądra dziewczyna. O nic się nie pytała, tylko zaraz
podarła swoje notatki z rekolekcji i poszła pod wskazany adres. Domyśliła się,
że to z obawy przed policją carską, która śledzi Ojca Honorata.
Antonina
-
Czy ona się domyśla, że my jesteśmy zgromadzeniem zakonnym, które Ojciec
Honorat zakłada?
Felicja
-
Jestem przekonana, że nic nie wie. Ojciec Honorat jej nie powiedział, a sama by
na taką myśl na pewno nie wpadła.
Felicja
-
Właściwie, to szkoda. Przydałaby się u nas. I Pani Chudzyńskiej ogromnie się
podobała.
Antonina
-
Patrz, idzie tutaj razem z Panią Chudzyńską.
Felicja
-
Jak sobie przyjaźnie rozmawiają. Rzeczywiście idą tutaj.
Chudzyńska (wchodzi z Kazią)
-
Tę ostatnią noc możesz, Kaziu jeszcze z nami przebyć. A rano pewnie zachcesz
wracać do domu?
Kazia
-
Jeśli Pani pozwoli, to ja pragnęłabym tutaj zostać.
Chudzyńska
-
Zostać z nami? Jeszcze nie skończyłaś rekolekcji?
Kazia
-
Skończyłam. I chciałabym, jeśli tak wolno, zostać tu z paniami. Modlić się
z wami i pomagać ludziom. Wprawdzie chciałam służyć chorym, ale...
z wami i pomagać ludziom. Wprawdzie chciałam służyć chorym, ale...
Chudzyńska
-
Przecież chciałaś iść do zakonu?
Kazia
-
Tak. Ale postanowiłam już nie szukać zakonu, bo musiałabym opuścić Polskę.
Jeśli Pani pozwoli, zastanę tutaj.
Chudzyńska (serdecznie)
-
Ogromnie cię polubiłam, Kaziu, i bardzo się u nas przydasz. (do Antoniny
i Felicji) Może zostać z nami, prawda, moje kochane?
i Felicji) Może zostać z nami, prawda, moje kochane?
Antonina
i Felicja
-
Bardzo, bardzo się z tego cieszymy!
Kazia
-
Ja też się ogromnie cieszę. Jakby jakiś wieki ciężar spadł mi z serca. Chyba
Ojciec Honorat pochwali mój zamiar. Prosiłam Go, by mi wskazał drogę, ale on nie chce, jak mówi, zastępować Ducha św. Kazał mi modlić się o światło. Modliłam się więc przez cały czas rekolekcji o pomoc Ducha św., a dzisiaj chodziłam od ołtarza do ołtarza jak nieprzytomna i błagałam Boga wskazówkę. Trudno, nie będę zakonnicą, ale będę służyła ludziom, modląc się tutaj razem z paniami.
Ojciec Honorat pochwali mój zamiar. Prosiłam Go, by mi wskazał drogę, ale on nie chce, jak mówi, zastępować Ducha św. Kazał mi modlić się o światło. Modliłam się więc przez cały czas rekolekcji o pomoc Ducha św., a dzisiaj chodziłam od ołtarza do ołtarza jak nieprzytomna i błagałam Boga wskazówkę. Trudno, nie będę zakonnicą, ale będę służyła ludziom, modląc się tutaj razem z paniami.
Chudzyńska (z uśmiechem)
-
Bóg cię nie opuści i przyjmie twoją ofiarę. A kto wie, może jeszcze będziesz zakonnicą?
Jutro powiesz o swoim postanowieniu Ojcu Honoratowi, a on ci wolę Bożą na pewno
oznajmi. To Bóg cię tutaj przyprowadził. Idź do swego pokoju i śpij spokojnie.
Kazia
-
O tak, tak. Jest we mnie teraz ogromny spokój. Dziękuję Pani za przyjęcie.
Dobranoc.
Chudzyńska
-
Idź z Bogiem, moje dziecko. Dobranoc.
Siostry
-
Dobranoc.
Odsłona V
Dom, w którym znajduje
się jedno z bezhabitowych zgromadzeń zakonnych założonych przez O. Honorata. Na
scenie Kazia. Wchodzą Agata, Maryla, Zosia.
Agata
-
Co robisz Kaziu?
Kazia
-
Powtarzam wiadomości o ślubach zakonnych, bo o godz. 14-tej będziemy miały
lekcję
z siostrą Mistrzynią.
z siostrą Mistrzynią.
Agata
-
Tak wiem, ale teraz jest czas na rekreację, więc pozwól, że ci trochę przeszkodzimy.
Kazia
-
Ależ oczywiście. Wcale się nie gniewam. Właściwie to już wszystko powtórzyłam.
Zosia
-
Kaziu, byłaś podobno w Nowym Mieście u spowiedzi u Ojca Honorata. Byłaś?
Powiedz jak on teraz wygląda?
Kazia
-
Nie wiem jak wygląda. Nawet go nie widziałam. Przecież policja carska nie
pozwala mu nawet Mszy św. odprawiać publicznie.
Maria
-
Ale ty byłaś spowiedzi u niego.
Kazia
-
Byłam, ale wiecie, że on spowiada w specjalnie zbudowanym konfesjonale,
w zupełnych ciemnościach. Zamknięty jakby w ogromnej dusznej szafie. Każdy ze spowiadających się wejść musi także do takiej niższej szafki obok, aby żaden szpicel carski nie mógł podsłuchać o czym mówi Ojciec Honorat. Tam jest zupełnie ciemno i nic nie widać.
w zupełnych ciemnościach. Zamknięty jakby w ogromnej dusznej szafie. Każdy ze spowiadających się wejść musi także do takiej niższej szafki obok, aby żaden szpicel carski nie mógł podsłuchać o czym mówi Ojciec Honorat. Tam jest zupełnie ciemno i nic nie widać.
Agata
-
Jakiegoż hartu musi być człowiek, który w takich warunkach spowiada całymi
godzinami.
Kazia
-
Ale po co ty mnie o wygląd Ojca Honorata pytasz, Zosiu. Przecież ty sama też
zostałaś skierowana przez Ojca, ty wiesz, jak to jest.
Zosia
-
Tak. To Ojciec Honorat mnie tu skierował, tak jak i nas wszystkie. Tylko jak
mnie spowiadał nie było jeszcze tego konfesjonału.
Kazia
-
Pewnie dopiero teraz go zbudowano. Specjalnie, bo carska policja dowiedziała
się, że
Ojciec Honorat zakłada zgromadzenia zakonne, a tego przecież car boi się jak ognia.
Ojciec Honorat zakłada zgromadzenia zakonne, a tego przecież car boi się jak ognia.
Agata
-
Z pewnością dlatego Ojciec kazał ten nowy konfesjonał wybudować. Jakże oni, ci
żandarmi, troszczą się i o to, by w naszej ojczyźnie nie było zakonów.
Zosia
-
Car myśli, że gdy zniszczy zakony, zniszczy u nas wiarę katolicką, a wtedy
Polacy przestaną myśleć o wolności i poddadzą się Rosji.
Kazia
-
I nie będzie już więcej powstań jak w roku 1863.
Zosia
-
Bo nam Polakom wystarczy wtedy prawosławna cerkiew, zależna od rządu oraz
wódka.
Agata
-
Tak. I nie będzie już wtedy bohaterów oddających krew za wiarę i Ojczyznę.
Zosia
-
Ale to mu się nie uda.
Kazia
-
No jasne, przecież już teraz, zakonów bezhabitowych jest tak wiele, a sióstr w
nich kilkanaście tysięcy.
Maria
-
Skąd wiesz?
Kazia
-
Siostra Mistrzyni mówiła, że Ojciec Honorat wszystkie dziedziny życia polskiego
objął działaniem naszych zakonów. Każdy jest inny i ma inne zadanie do
spełnienia oraz inną nazwę.
Zosia
-
Ja też wiem o tym. Wiem, że Ojciec Honorat założył zakony, których członkinie są
nauczycielkami na wsi i w mieście, inne zajmują się pielęgnowaniem chorych,
opiekują się opuszczonymi dziećmi i starcami. Są także takie, które mają za
zadanie dbać o szaty kościelne; takie, które organizują pomoc dla robotników,
pracując i zakładając kasy zapomogowe; takie, które zrzeszają panny służące i
takie, które modlą się za dusze czyśćcowe.
Agata
-
Tak wiem, wiem. Jest i takie zgromadzenie, którego celem jest otwieranie tanich
jadłodajni, bez wódki. Wiem, że ilość chodzących do karczmy w niektórych
miejscowościach tak się zmniejszyła, że aż skargi pisano do naczelnika, że te
jadłodajnie Ojca Honorata karczmarzom odbierają zyski.
Zosia
-
Są także podobno zakony męskie założone przez Ojca Honorata.
Maria
-
Rzeczywiście, teraz sobie przypominam, że mój daleki kuzyn wstąpił do takiego
zgromadzenia. Mówiła mi o tym mama, jak była u mnie ostatnio w odwiedzinach.
Kazia
-
Tak, wiem, że są takie dwa. Oni także chodzą bez habitów.
Agata
-
Jakże mogliby chodzić w habitach, kiedy car zabronił przyjmowania kandydatów
do zakonów i zakładania nowych.
do zakonów i zakładania nowych.
Kazia
-
Ale może nie wiecie, że Ojciec Honorat założył także 3 zakony habitowe:
Felicjanki, Kapucynki i Serafitki.
Agata
-
Jaki mądry jest Ojciec Honorat i jak mu Bóg błogosławi… Tyle zakonów założył.
Ale ja jestem szczęśliwa u nas i najbardziej mi nasz cel odpowiada.
Zosia
- Bo On wie gdzie poszczególną osobę skierować,
znając jej zamiłowania. Nigdy nie zapomnę jak to było ze mną.
Kazia
-
Opowiedz nam o tym, jeszcze mamy parę minut rekreacji.
Zosia
-
Dobrze. Wiecie, że mój tata jest muzykantem, gra na weselach. Ja ogromnie lubię
tańczyć, więc zabierał mnie często ze sobą. Kiedyś na takim weselu tańczyłam do
upadłego. Ciągle ktoś mnie do tańca prosił. I nagle przy oberku, w tym szalonym
tempie, przyszła mi myśl, że to wszystko nie ma sensu, to kręcenie się w kółko,
co mi to da. Tylko Bóg jest najważniejszy. Chcę coś robić dla Niego i dla
ludzi. Chcę być pożyteczną. Chcę zostać zakonnicą. Potem jeszcze
oczywiście tańczyłam, ale ta myśl już mnie nie opuszczała. Kiedyś, ciotka moja
opowiedziała mi, że była u spowiedzi u Ojca Honorata. Bardzo go chwaliła jako
spowiednika. Postanowiłam więc zasięgnąć u niego rady. Wiedziałam, że do zakonu
w zaborze rosyjskim mnie nigdzie nie przyjmą, bo jest zakaz carski przyjmowania
młodych do zakonów. Zakony mają umrzeć śmiercią naturalną, według wyroku cara.
Chcąc wstąpić do zakonu, musiałabym wyjechać z kraju, co byłoby dla mnie bardzo
bolesną decyzją, której nie miałam siły podjąć.
Agata
-
Tak i my wszystkie czułyśmy, bo chciałyśmy pracować dla Ojczyzny, a nie z niej
wyjeżdżać. Ale przepraszam, przerwałam ci…
Zosia
-
Nic nie szkodzi. A więc pojechałam do Ojca Honorata. Było bardzo dużo osób do
spowiedzi. Ojciec każdemu poświęcał dużo czasu, ale wreszcie dostałam się do
konfesjonału. Powiedziałam Mu, że chcę służyć Bogu, ale nie mogę się
zdecydować, czy wstąpić do Sióstr Szarytek, czy też wyjechać z kraju. Ojciec
Honorat ciągle mi opowiadał, nawet dość ostro,
że on za mnie nie może decydować. Kazał mi się modlić do Boga i Matki Najświętszej
o światło. Odeszłam od konfesjonału i modliłam się gorąco, płakałam i błagałam Pana
o pomoc. Ale nie otrzymałam odpowiedzi i wracałam do Ojca Honorata bezradna. Nie miałam gdzie zanocować, bo nie znałam nikogo w tym mieście. Kiedy pan kościelny zaczął zamykać kościół, Ojciec Honorat wyszedł z konfesjonału, a ja cała drżąca i zrozpaczona podeszłam do niego raz jeszcze. Wtedy dał mi adres pań w mieście, z poleceniem abym tam poprosiła o nocleg, a rano zgłosiła się znowu do konfesjonału. Poszłam więc pod wskazany adres. Panie przyjęły mnie serdecznie. Modliłam się razem z nimi i tak mi się tam podobało, że postanowiłam nie szukać żadnego zakonu, ale zostać z nimi, modlić się razem
i pracować. Rano powiedziałam o swojej decyzji Ojcu Honoratowi, który uśmiechnął się radośnie i rzekł: Widzisz to jest znak Boży, o który tak się modliłaś, bo to jest Zgromadzenie zakonne. Tu możesz w ukryciu, jak Maryja w Nazarecie, służyć Bogu, ludziom i Ojczyźnie.
że on za mnie nie może decydować. Kazał mi się modlić do Boga i Matki Najświętszej
o światło. Odeszłam od konfesjonału i modliłam się gorąco, płakałam i błagałam Pana
o pomoc. Ale nie otrzymałam odpowiedzi i wracałam do Ojca Honorata bezradna. Nie miałam gdzie zanocować, bo nie znałam nikogo w tym mieście. Kiedy pan kościelny zaczął zamykać kościół, Ojciec Honorat wyszedł z konfesjonału, a ja cała drżąca i zrozpaczona podeszłam do niego raz jeszcze. Wtedy dał mi adres pań w mieście, z poleceniem abym tam poprosiła o nocleg, a rano zgłosiła się znowu do konfesjonału. Poszłam więc pod wskazany adres. Panie przyjęły mnie serdecznie. Modliłam się razem z nimi i tak mi się tam podobało, że postanowiłam nie szukać żadnego zakonu, ale zostać z nimi, modlić się razem
i pracować. Rano powiedziałam o swojej decyzji Ojcu Honoratowi, który uśmiechnął się radośnie i rzekł: Widzisz to jest znak Boży, o który tak się modliłaś, bo to jest Zgromadzenie zakonne. Tu możesz w ukryciu, jak Maryja w Nazarecie, służyć Bogu, ludziom i Ojczyźnie.
Kazia
-
Ze mną było podobnie. To rzeczywiście przedziwne. Chcieć wstąpić do zakonu, a
potem zostać u jakichś pań, bo się ładnie modlą.
Agata
-
Tak Bóg wszystkim pokierował, jakie to cudowne. A ja też doznałam łask wielu.
Zosia przerywa
-
O, już czas na lekcję! Zaraz przyjdzie Siostra Mistrzyni. Kiedy indziej nam
opowiesz
o swojej drodze do zakonu.
o swojej drodze do zakonu.
Kazia
-
Weźmy zeszyty i ołówki. Pewnie trzeba będzie coś notować. (siadają przy stole)
S.
Mistrzyni
wchodzi
Siostry
-
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
-
S. Mistrzyni
-
Na wieki. Siadajcie, moje kochane. Przeczytam wam dzisiaj list okólny od Ojca
Honorata. Posłuchajcie uważnie: (czyta)
„Czcigodne
i umiłowane w Panu Siostry i Panie moje.
Wy
pierwsze usłyszałyście to słowo Ojca Świętego, że „habit nie stanowi
zakonnicy”, które odmianę wielką w dziejach zakonu stanowi. Przez długie wieki
bowiem utrzymywało się
w Kościele, że bez habitu zakon być nie może. I gdy przy pierwszym staraniu
o potwierdzenie, dano mi znać ze Świętej Kongregacji, że jeżeli się zgodzę na to, aby zgromadzenia przybrały habity, gdy będzie odpowiednia swoboda, to będą potwierdzone,
ja nie mogłem na to się zdobyć, bo wiedziałem, że Pan Bóg czego innego chce od was. I oto doczekaliśmy się, że Papież tę przeszkodę usunął, boć ta przeszkoda nie pochodziła z natury życia zakonnego, ale tylko z woli Kościoła, którą też Ojciec Św. miał prawo zmienić
i zgromadzenia ukryte porównać we wszystkim z jawnymi. Nie ma wątpliwości, że Bóg
go natchnął tą myślą.
w Kościele, że bez habitu zakon być nie może. I gdy przy pierwszym staraniu
o potwierdzenie, dano mi znać ze Świętej Kongregacji, że jeżeli się zgodzę na to, aby zgromadzenia przybrały habity, gdy będzie odpowiednia swoboda, to będą potwierdzone,
ja nie mogłem na to się zdobyć, bo wiedziałem, że Pan Bóg czego innego chce od was. I oto doczekaliśmy się, że Papież tę przeszkodę usunął, boć ta przeszkoda nie pochodziła z natury życia zakonnego, ale tylko z woli Kościoła, którą też Ojciec Św. miał prawo zmienić
i zgromadzenia ukryte porównać we wszystkim z jawnymi. Nie ma wątpliwości, że Bóg
go natchnął tą myślą.
(dzwonek)
S.
Mistrzyni
-
Agatko, idź otworzyć, zobacz kto dzwoni (Agata
wychodzi)
S.
Mistrzyni
-
Schowajcie zeszyty, siostry. Weźcie się za szycie, bo nie wiemy, kto to może być.
Agata (wchodzi wzburzona)
-
Proszę Siostry Mistrzyni, przyszła Natasza. Policja szuka, gdzie jest zakon
Ojca Honorata i wysłała do nas żandarma na rewizję. Natasza mówi, że zaraz tu będą.
Ojca Honorata i wysłała do nas żandarma na rewizję. Natasza mówi, że zaraz tu będą.
S.
Mistrzyni
-
Boże drogi! Musimy schować nasze konstytucje, książki o życiu zakonnym
i o ślubach. Prędzej, siostry, chowajcie zeszyty do tego kufra. Ja przyniosę ze swego pokoju wszystkie inne dokumenty, a kufer wyniesiemy do sąsiadów. (chowają w pośpiechu)
i o ślubach. Prędzej, siostry, chowajcie zeszyty do tego kufra. Ja przyniosę ze swego pokoju wszystkie inne dokumenty, a kufer wyniesiemy do sąsiadów. (chowają w pośpiechu)
S.
Mistrzyni (wraca)
-
Która z was ma może jakiś list od Ojca Honorata niech tu zaraz przyniesie. Co
by to było gdyby znaleźli jakiś list Ojca. Boże!
Maria
-
Wywieźliby go na Sybir, proszę Siostry Mistrzyni.
S.
Mistrzyni
-
Z pewnością. Już tyle razy go przesłuchiwali w cyrkule i grozili, że jeśli
odkryją, iż on zakłada zakony i młodych do nowicjatów przyjmuje, to go na
Syberię wywiozą.
Agata
-
Boże, ja mam list Ojca Honorata. Zaraz go przyniosę.
Inne
-
Ja też, ja też… O Boże, Boże…
(chowają do kufra i próbują go
wynieść przez drzwi. Słychać walenie kolbami)
S.
Mistrzyni
- Już za późno. Już
przyszli, bo tak walą.
Żandarmi (za sceną)
- Otwierać!!
- Otwierać!!
S. Mistrzyni
-
Boże, ratuj! Co my teraz zrobimy…? (z
nagłym postanowieniem). Postawcie go tam, gdzie stał. Przykryjcie kapą. Siadajcie.
Weźcie igły i materiał. Niech każda szyje. Tylko spokojnie. Módlcie się do
Bożej Matki. Ona nas uratuje. Agatko, idź otwórz im drzwi, bo je wyważą… Tylko
spokojnie.
Policmajster
(z ironią)
-
O, ile tu panieneczek. Ho, ho! Ładne panieneczki. (gwałtownie) Mniszki wy, co?! Mówcie prawdę! My to już dobrze
wiemy, że wy mniszki. Ten kapucyn stary przeciwstawia się wielkiemu carowi i
myśli, że on tu będzie rządził i wbrew zakazowi zakony zakładał. Nie będzie
zakonów, już my się o to postaramy! Tu car rządzi, a stary pójdzie na Sybir!
Was też na Sybir wyślemy jak się nie przyznacie. Ty, najstarsza, gadaj! Mniszki
wy, co?
S.
Mistrzyni
-
Widzi Pan, że one uczą się u mnie szyć.
Policmajster
-
Uczą się szyć? Ty krawcowa może? Ty poślubiłaś Chrystusa, co? No, przyznaj się.
My wszystko i tak wiemy.
S.
Mistrzyni
-
Jak panowie wiecie, to po co pytacie? Nie mam męża. A co to mus mi za mąż
wychodzić? Zostać w panieństwie car mi nie zabrania.
Policmajster
(przedrzeźnia)
-
Nie zabrania, nie zabrania. Ale ty za ładna dziewoja żebyś została
w staropanieństwie. (z ironią) A z tych? To także wszystkie niezamężne, co?
w staropanieństwie. (z ironią) A z tych? To także wszystkie niezamężne, co?
S.
Mistrzyni
-
Są jeszcze za młode, by za mąż wychodzić. Jeszcze zdążą, gdy będą chciały.
Policmajster
-
Ty mi nie zamydlaj oczu! My wiemy, że wy mniszki. Zaufany człowiek nam o tym
powiedział. Nu, co milczycie! Przyznajcie się. Jak się po dobremu przyznacie i
powiecie, że ten proklatyj kapucyn Koźmiński was do tego namówił, to nic się
wam nie stanie. A jak która jeszcze list od niego pokaże, to już ja się
postaram, żeby nagrodę otrzymała. Ja nie jestem zły człowiek. Ja wam nie chcę
uczynić krzywdy. Ja wam pomogę dobrze żyć. Pozwolę pracownię krawiecką założyć,
tylko jeden, jedyny liścik od tego Koźmińskiego pokażcie. Takie ładne
krasawice, szkoda was do tiurmy. Uf…, ale się zmęczyłem. Wy pomyślcie, a ja
sobie trochę odpocznę. (zdejmuje szynel i
siada na kufrze, gdzie schowane dokumenty, po chwili zwraca się do Kazi)
Nu, ty śliczna, oczki masz jak moja córunia Daria. Ty powiedz. Namawiał cię ten
kapucyn Koźmiński, byś ty była mniszką, namawiał?
Kazia
-
Nie namawiał.
Policmajster
(do Agaty)
-
A ciebie ślicznotko? Szkoda ciebie na mniszkę. Ty by wyszła za muż, za
wielkiego urzędnika, ja by ci nawet swojego syna swatał. Nu, powiedzże
szczerze, namawiał cię proklatyj mnich, abyś została mniszką?
Agata
-
Nie namawiał.
Policmajster
-
A głupie Poliaczki! To wy na Sybir wolicie? Chcecie, bym sam znalazł dowody, że
was na mniszki namawiał? To znajdę, bo wiem, że tu ukrywacie nawet listy do
Rzymu. Do waszego papieża. (krzyczy)
Nie wolno wam do papieża pisać! Panem waszym car! Tylko car! I on was w
Cytadeli zamknie, w lochu. Razem z tym waszym buntowszczykiem Koźmińskim. Wtedy
ugniecie karki dumnyje Polaki. Jedna jest wiara, prawosławna i jeden wasz
władca i pan – Wielki Car Wszechrosji!! (zwraca
się do policjantów) nu riebiata, szukajcie, szukajcie gdzie one skryły
swoje mnisze papiery. Antonow, ty idźże do tamtej izby, a wy tu przewracajcie
wszystko. Zobaczymy czyje będzie na wierzchu (rewidują, policmajster siedzi na kufrze, dziewczęta szyją i cichutko
śpiewają pieśń do Matki Bożej)
Policmajster
-
Co wy tam mruczycie pod nosem? Śmiejecie się ze mnie, co?
S.
Mistrzyni
-
Śpiewamy pieśń do Bogarodzicy. Pan Policmajster też pewnie modli się przed
ikoną?
Policmajster
-
A modlę się, modlę. Bezbożny to ja nie jestem. I car przecież się przed ikoną
żegna. Ja łaskawy na pieśń. Ja łaskawy. (śmieje
się) Będzie nam przyjemno szukać. Co riebiata? (żandarmi śmieją się, potakują. Dziewczęta śpiewają głośno pieśń.
Żandarmi szukają, co chwila jakąś książkę przynoszą czy kartkę policmajstrowi.
On czyta i macha ręką, że to nie to. Przerzucili wszystko, nic nie znalazłszy,
wracają także z innego pokoju, też z niczym. Policmajster wstaje i zakłada
szynel) Nu, chyba prawdę mówiłaś, że ty krawcowa tylko. Przecież nie
zjadłyby wy tych papierów (wolno).
Ale może te papiery są… (podchodzi bliżej
dziewcząt, pieśń z przerażeniem się urywa)
Co wy się tak przestraszyły? Wszystkie wstać! Może wy ukrywacie te papiery pod
krzesłami? No, wstawać! (wszystkie
wstają. Żandarmi oglądają ławy i krzesła)
Żandarmi
-
Nic nie ma, Policmajster.
Policmajster
-
Wygrały wy, nu… wygrały… Nic my nie znaleźli. Głupi ten, co tak o was
powiedział. Nu, riebiata, idziemy. A wy pamiętajcie, żeby się której nie chciało
tego Koźmińskiego posłuchać i zakon założyć. Car zabronił. Car tu pan!
Zapamiętajcie! (wychodzą)
(chwila milczenia)
Maria (wygląda przez okno)
-
Boże drogi, już poszli!
S.
Mistrzyni
-
To cud, siostry, to cud. Już nie możemy mieć żadnej wątpliwości, że Bóg nas
powołał do takiego życia.
Maria
-
Matko Najświętsza. Nigdy, nigdy już nie będę chciała innego życia. Wierzę już
bez żadnej wątpliwości, że Bóg oprócz habitowego życia zakonnego, powołał także
i nas, bo Jemu nie
o szatę zewnętrzną chodzi, ale o prawdziwe życie według ślubów.
o szatę zewnętrzną chodzi, ale o prawdziwe życie według ślubów.
Agata
-
Miał rację Ojciec Honorat, że nam zawsze tłumaczył, żebyśmy nigdy takim życiem
nie wzgardziły, nawet gdy będziemy mogły nosić habity (mówią na przemian) Tak, żebyśmy mogły być bliżej ludzi i nie
onieśmielały ich dostojeństwem habitu.
Kazia
-
Królowa Jadwiga też zdejmowała królewskie szaty, chcąc niepoznana iść do
biednych. Aby jej nikt czci nie oddawał, by łatwiej mogła wszędzie dotrzeć i
pomóc nieszczęśliwym.
Agata
-
O Boże, dzięki Ci za cud dzisiejszy i za cud powołania, i za Ojca Honorata.
Wszystkie
-
O Boże dziękujemy Ci, dziękujemy Ci
(klękają i modlą się chwilę w ciszy)
Śpiew
Matko
ma, Zakonie mój,
Dla
cię życie me, dla cię mych prac znój.
Matko
ma, Zakonie mój,
Jam
na wieki twa, tyś na wieki mój.
Żaden
dzień nie mija przecie
By
opieka słodka twa
Ominęła
słabe dziecię
Mnie,
o Matko, Matko ma.
Ty
mnie karmisz ręką swoją
Ty
wyrywasz z życia burz
Ty
ratujesz duszę moją
Tyś
mój święty Anioł Stróż.
Odsłona VI
Warszawa, ul. Wilcza 7, tzw.
„Przytulisko” dla bezdomnych. Zalążek Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od
Cierpiących, rok 1908.
s.
Helena Władzińska
(I prof. 1892 r., + 1928 r.)
-
Znowu Matkę Kazimierę zabrała pani Józefa Chudzyńska! A ja miałam tyle spraw do
omówienia!
s.
Stefania Żabicka
(I prof. 1906 r., + 1946 r.)
- To jest okropne! Matka Kazimiera jest
założycielką naszego Zgromadzenia,
a jednocześnie członkinią Sióstr Posłanniczek. To jest nie do wytrzymania. Taka przyszywana Matka!
a jednocześnie członkinią Sióstr Posłanniczek. To jest nie do wytrzymania. Taka przyszywana Matka!
s.
Waleria Muszalska
(I prof. 1885 r., + 1924 r.)
-
Mówisz tak, jakbyś miała o to pretensję do Matki Kazimiery!
s.
Stefania
-
Wiem, że to nie jej wina. Jest najlepszą i najczulszą Matką dla nas. Podziwiam
ją, jak może wytrzymać w takiej sytuacji. Ojciec Honorat Koźmiński zlecił jej
zajmowanie się nami, a ona chce być heroiczną w zachowaniu ślubu posłuszeństwa,
który złożyła w Zgromadzeniu Pani Chudzyńskiej.
Helena
-
Jak ona musi cierpieć, ta nasza ukochana Matka! Wie, że my jej tu potrzebujemy,
a nie może nam oddać całego swego czasu. Do tego pani Chudzyńska tak ją kocha i
potrzebuje, że wciąż ja zabiera do siebie.
Stefania
-
A jeszcze ten Zarząd Przytuliska koso na Matkę Kazimierę patrzy. Oni nie wiedzą,
że Matka zakłada tu zgromadzenie zakonne do opieki nad chorymi i ciągle ją
kontrolują
i podejrzewają, denerwując się, jakim prawem ona nami się tutaj zajmuje.
i podejrzewają, denerwując się, jakim prawem ona nami się tutaj zajmuje.
Waleria
-
Gdyby się dowiedzieli, lub choćby domyślali, jakie jest zadanie naszej Matki,
zaraz by wszystko zlikwidowali z obawy przed carską policją.
Helena
-
Z pewnością. Dlatego Matka musi tak działać, by nikt o tym nawet nie pomyślał.
Waleria
-
Jest jakby między młotem, a kowadłem. Tu śluby zakonne w Zgromadzeniu
Posłanniczek, tam carska policja, a tu jeszcze Zarząd Przytuliska, przeciwny Zgromadzeniu
i kontrolujący wszystko.
Helena
-
Z każdego grosza każą się Matce wyliczać, a przecież ona musi mieć chociaż
trochę pieniędzy do własnej dyspozycji!
Waleria
-
My chodzimy po kweście, ale pieniądze liczy Zarząd. Matka nie ma nawet kluczyka
do żadnej z puszek.
Helena
-
Radca Siemieński, w tajemnicy przed Zarządem, pozwolił Matce na małą, dodatkową
puszeczkę na wyposażenie kaplicy i o mało Matki nie uznano za oszustkę, gdy Zarząd
to odkrył. Dobrze, że Radca Siemiński wszystko wyjaśnił, ale biedna Matka, aż
po nocy do niego chodziła, prosząc, aby ją obronił.
Stefania
-
Słuchajcie. Może dobrze by było dostać się do Ojca Honorata i przedstawić mu te
nasze sprawy. Niech chociaż wpłynie na to, by Matkę Pani Chudzyńska zwolniła ze
ślubów i oddała wreszcie nam? Taka sytuacja już dłużej jest nie do wytrzymania.
Helena
-
Wiesz… to dobry pomysł. Nic Matce nie
powiemy, bo ona się na tę interwencję nigdy nie zgodzi. Pojedziemy do Ojca
Honorata i tak długo będziemy go przekonywały, aż wpłynie na
Panią Chudzyńską. Bo przecie tak dalej być nie może. Matka cierpi i my cierpimy.
Panią Chudzyńską. Bo przecie tak dalej być nie może. Matka cierpi i my cierpimy.
Waleria
-
Nie, moje drogie. Zrobiłybyśmy tym Matce wielką przykrość. Lepiej módlmy się do
Boga, by sam to wszystko rozwiązał.
Helena
-
Ja się ciągle o to modlę.
Stefania
-
I ja także.
Waleria
-
Więc widzicie… Jeszcze trochę cierpliwości, a Bóg nas wysłucha.
s.
Bronisława Papińska
(I prof. 1886 r., + 1929 r. ,wbiega)
-
Gdzie jest Matka Kazimiera?
-
Helena
Nie
ma. Poszła z Panią Chudzyńską.
Bronisława
-
Boże mój, Boże! A siostrę Franusię Miklaszewską (1 prof. 1885 r., + 1916 r.) policja zamknęła w cyrkule!
Siostry (razem)
-
Chryste Panie! Dlaczego?
Bronisława
-
Poszła na kwestę, jak zwykle. Ale pomyliłyśmy nasze upoważnienia. Ona wzięła
moje, a ja jej. I ktoś ją zaczął sprawdzać, a zobaczywszy, że ma upoważnienie
na inne nazwisko, zaprowadził na policję jako oszustkę.
Waleria
-
Biedna Franusia! Co teraz będzie?
Bronisława
-
Może poszłabym na komisariat i pokazała właściwe upoważnienie?
Stefania
-
Lepiej nie. Poczekajmy na Matkę.
Waleria
-
Biedna nasza kochana Franusia
M.
Kazimiera
(wchodzi)
-
Stało się coś złego, że takie jesteście zmartwione?
Siostry (tulą się do Matki)
-
Jak dobrze, że Matka do nas przyszła!
M.
Kazimiera
-
Co się stało, moje kochane. Przerażacie mnie.
Bronisława
Siostrę
Franusię zabrano do cyrkułu, bo wzięła przez pomyłkę moje upoważnienie.
M.
Kazimiera
-
Dobry Boże! Idę zaraz na policję!
s.
Franusia Miklaszewska
(wchodzi)
-
Nie potrzeba, proszę Mateczki. Nic mi się nie stało. Jużem wróciła.
M.
Kazimiera
(obejmuje ją)
-
Jest, jest, nasza kochana Franusia! Co z Tobą?
Waleria
-
Już chyba nigdy nie zechcesz iść na kwestę!
Franusia
-
E…, nic mi się nie stało. Siedziałam całą noc ze złodziejkami i modliłam się
z nimi. Mam tam teraz przyjaciół. A raniutko, strażnik, z polecenia komisarza, wypuścił mnie.
z nimi. Mam tam teraz przyjaciół. A raniutko, strażnik, z polecenia komisarza, wypuścił mnie.
Siostry
-
Co za radość! Dzielna jesteś Franusiu!
M.
Kazimiera
-
Jest jeszcze jedna radość, którą nas Bóg obdarzył. Pani Chudzyńska zwolniła
mnie ze ślubów w Zgromadzeniu Posłanniczek. Będę mogła złożyć śluby w naszym
Zgromadzeniu Sióstr Cierpiących. Odtąd będę nie – przyszywaną, ale wyłącznie waszą Matką, z Woli Boga Najwyższego.
Odsłona VII
Przytu1isko, dom opieki dla
bezdomnych
Waleria
-
Nie wiesz, Stefciu, kiedy Nowicjuszki wracają z Kozienic do nas do Warszawy? Bo
już chyba skończono odnawianie ich piętra?
Stefania
-
One już wczoraj wróciły! Zajrzałam tam dziś rano. Są w dużej sypialni
i rozpakowują kufry. Wszystkie dokumenty rozłożone na wierzchu, jeszcze nie zdążyły wszystkiego ułożyć i pochować.
i rozpakowują kufry. Wszystkie dokumenty rozłożone na wierzchu, jeszcze nie zdążyły wszystkiego ułożyć i pochować.
M.
Kazimiera
(wchodzi prowadząc chłopca w łachmanach)
-
Patrzcie kochane moje. Spotkałam tego chłopca. Trzęsie się cały z zimna.
Stefania
-
Biedne dziecko! Jak się nazywasz, powiedz...
M.
Kazimiera
-
Ma na imię Staś. Weź go Stefciu do refektarza i nakarm. Pewnie głodny bardzo.
Waleria
-
Głodny jesteś Stasiu?
Chłopiec (kiwa głową)
Stefania
-
Nie bój się. Nic ci złego nie zrobimy. Umyjemy cię tylko i wyczeszemy główkę.
Pewnie bardzo cię swędzi?
Chłopiec
(milczy, głowa
spuszczona)
M.
Kazimiera
-
Daj mu spokój, Stefciu. Najpierw trzeba, aby coś zjadł. Tylko niech rączki
umyje. Idź, Stasiu ze Stefcią. Ona ci nie zrobi krzywdy. Co macie do jedzenia?
Waleria
-
Siostra Katarzyna (Farblewska) użebrała
trochę skórek od chleba i rozgotowała w wodzie. Chyba nic innego nie ma...
M.
Kazimiera
-
Dajcie mu to co mamy. Trudno. Stefcia niech się zajmie chłopcem, a ty Walerciu,
poproś Bronię i idźcie do tego noclegowiska, gdzie sypia ten chłopiec. On
opowiada straszne rzeczy o tym pomieszczeniu. Idźcie tam i zorientujcie się, czy
nie można by tam coś pomóc.
Stefania (wychodzi z chłopcem)
M.
Kazimiera
-
Walerciu, zostań chwile. Dlaczego wczoraj, w czasie godziny milczenia, między
14-tą a 15-tą, rozmawiałaś z Janinką? Czy to było konieczne?
Waleria
-
Przepraszam, proszę Mateczki. To nie było konieczne. Rozmawiałyśmy o głupstwach.
Tak jakoś... (klęka) proszę o
pokutę...
M. Kazimiera
-
Zmów jedno Zdrowaś Maryjo w intencji tego biednego chłopca. I pamiętaj, że ta
godzina jest święta, bo Pan Jezus w tej godzinie konał na krzyżu. Lepiej w tym
czasie rozmawiać
z naszym Panem niż z ludźmi. Chyba, że to bliźniemu potrzebne. W ten sposób uczymy się także opanowania języka i pokonujemy przeszkody w dążeniu do doskonałości. A teraz idź
w pokoju i niech cię Bóg błogosławi.
z naszym Panem niż z ludźmi. Chyba, że to bliźniemu potrzebne. W ten sposób uczymy się także opanowania języka i pokonujemy przeszkody w dążeniu do doskonałości. A teraz idź
w pokoju i niech cię Bóg błogosławi.
(Matka Kazimiera błogosławi s.
Walerię, która wychodzi)
s.
Helena (wbiega)
-
Proszę Matki, przyszedł komisarz policji i przyprowadził jakąś Komisję Lekarską
na kontrolę. Żądają przyjścia kierowniczki Zakładu.
M.
Kazimiera
-
Powiedziałaś im, że teraz jest tu remont, wszędzie robotnicy?
Helena
-
Oni nie słuchają. Ktoś doniósł im, że tu tworzy się zgromadzenie zakonne
i Matka jest jego założycielką. Chcą zobaczyć wszystkie pomieszczenia i ludzi co tu mieszkają.
i Matka jest jego założycielką. Chcą zobaczyć wszystkie pomieszczenia i ludzi co tu mieszkają.
M.
Kazimiera
(z niepokojem)
-
Gdzie są Nowicjuszki?
Helena
-
Wszystkie są w swojej sypialni, tej od schodów!
M.
Kazimiera
-
Broń nas Panienko święta! Helenko, idź do nich i powiedz, żeby nigdzie nie
wychodziły. Niech się modlą, aby tam żandarmi nie weszli.
Helena
-
Gdyby weszli…! Boże! Znaleźliby to, czego szukają. Młode dziewczęta i ustawy
zakonne! (wychodzą śpiesznie)
Stefania (wchodzi z Walerią)
-
Mały nakarmiony, umyty i teraz śpi. A ty, co załatwiłaś?
Waleria
-
Zaraz ci opowiem, tylko zmówmy naszą cogodzinną modlitwę, bo słyszę, że bije
zegar. (modlą się razem):
Niech
będzie błogosławiona godzina, w której Pan nasz
Jezus
Chrystus wcielić się, narodzić i umrzeć dla nas raczył,
o
Panie Jezu Chryste w godzinę śmierci naszej zmiłuj się nad nami.
Waleria
-
A więc byłyśmy z Bronią w tym noclegowisku. Jakie tam są straszne warunki! Ludzie
śpią na brudnej, zgniłej podłodze. Kobiety, mężczyźni i dzieci razem. Wszyscy
nędzarze z całej Warszawy. Brudni, zawszeni. Smród tam i straszliwy hałas.
Kłócą się, wymyślają sobie, klną. Wielu pijanych, biją się. Coś okropnego! I to
się nazywa „Cieplarnia”!
Stefania
-
Trzeba o tym powiedzieć Matce Kazimierze. Żeby ludzie w takich strasznych
warunkach żyć musieli!
Waleria
-
Rząd carski nie martwi się o zdrowie Polaków. Brak szpitali, brak domów opieki,
a nasze Przytulisko za małe dla wszystkich...
Stefania
-
Matka dwoi się i troi, ale nie da rady wszystkiemu zaradzić. Co zbudujemy to
wszystko mało wobec potrzeb…
Waleria
-
Brak pieniędzy, brak sióstr, do tego prześladowania. Wiesz, że jakaś Komisja
Lekarska,
z ramienia policji, przeszukuje cały dom?!
z ramienia policji, przeszukuje cały dom?!
Stefania
-
Przeszukują dom? Boże, co będzie z Nowicjatem?!!
M.
Kazimiera
(wchodzi)
Siostry
moje! Doznałyśmy wielkiego cudu Opatrzności! Ta Komisja Lekarska,
o której mówicie, zaglądała do każdego pomieszczenia. Pytali o kaplicę, figury Serca Jezusa
i Bożej Matki. Pytali podstępnie, ile panienek mogę tu pomieścić. A potem… straszna chwila… są przy schodach prowadzących do Nowicjatu, gdzie by znaleźli wszystko, co pragnęli znaleźć. Ale widzą na onych schodach robotników kujących i monterów, więc pomyśleli, że ta część domu jest niezajęta i wrócili omijając te schody. Następnie znaleźli salę ubogich, przytulonych, a panienek, za którymi śledzili, nie spotkali.
o której mówicie, zaglądała do każdego pomieszczenia. Pytali o kaplicę, figury Serca Jezusa
i Bożej Matki. Pytali podstępnie, ile panienek mogę tu pomieścić. A potem… straszna chwila… są przy schodach prowadzących do Nowicjatu, gdzie by znaleźli wszystko, co pragnęli znaleźć. Ale widzą na onych schodach robotników kujących i monterów, więc pomyśleli, że ta część domu jest niezajęta i wrócili omijając te schody. Następnie znaleźli salę ubogich, przytulonych, a panienek, za którymi śledzili, nie spotkali.
Siostry
Józefa i Klara
(wbiegają)
-
Proszę Matki. U nas w Królikarni była dzisiaj rewizja!
M.
Kazimiera i inne siostry
-
Rewizja?!
s.
Józefa Żychlińska
(I prof. 1896 r., + 1942 r.)
-
Tak. Przyszli, otoczyli strażą cały Zakład. Siostry Starszej nie było w domu.
Więc zamknęłyśmy jej pokój na klucz, aby tam nie rewidowali i tłumaczyłyśmy im,
że otworzyć nie możemy, bo przełożonej nie ma. Weszli więc do kościółka, a tam
kilka osób przystraja ołtarze. Podejrzewając, że to ze Zgromadzenia, za czym śledzili,
zaczęli się dopytywać, ile tu jest tych panienek. Zrozumiałyśmy ich myśli, więc
wołamy one panienki, a tu – jedna kulawa, druga o szczudle, inna z raną na
twarzy, bo to wszystko przytulone kaleki. Spojrzeli
z niezadowoleniem, a widząc, że się zawiedli, wyszli, nic się nie dowiedziawszy.
z niezadowoleniem, a widząc, że się zawiedli, wyszli, nic się nie dowiedziawszy.
s.
Klara Cyrankowska (I
prof. 1895 r.,+ 1944 r.)
-
Byli także w zakładzie dla sierot przy ul. Litewskiej i wszędzie pytali o
Matkę, bo im ktoś doniósł, że Gruszczyńska jest przełożoną zakonu.
Waleria
-
U nas, w Przytu1isku, też by1i dzisiaj z policji!
Józefa
i Klara
-
Jezu Chryste! Znaleźli Nowicjat!
M.
Kazimiera
-
Nic nie znaleźli. Widać nie czas mi jeszcze na Sybir.
Siostry (tuląc się do Matki)
- Mateczko... Mateczko... Niech Cię Bóg strzeże!
- Mateczko... Mateczko... Niech Cię Bóg strzeże!
M. Kazimiera (z uśmiechem)
-
Oj strzeże, strzeże… i to dobrze. Ci z tej Komisji Lekarskiej, nawet mnie dziś o
nazwisko nie zapytali. Szukali, śledzili, dopytywali się wszędzie o mnie, a najpierw
mieli mnie w ręku
i nie zorientowali się – czyż to nie cudowna opieka Boża?
i nie zorientowali się – czyż to nie cudowna opieka Boża?
Odsłona VIII
Rok 1909 Warszawa, w Przytulisku
pokój Matki Kazimiery
s.
Janina Pogorzelska
(I prof. 1909 r., +1965 r., wchodzi wolno, zmęczona)
-
Czy Matka mnie wzywała?
M. Kazimiera (z robótką w ręku)
-
Tak, moje dziecko. Prosiłam, abyś przyszła. Siadaj. Ale dlaczego jesteś taka
blada i oczy podkrążone? Co ci jest? Może jesteś chora?
Janina
-
Nie jestem chora, ale okropnie zmęczona. Dzisiejsza noc przy chorym była bardzo
ciężka.
A po nocy nie mam się gdzie położyć.
A po nocy nie mam się gdzie położyć.
M.
Kazimiera
-
Biedna moja Janeczka.... Wiesz, co zrobimy… połóż się spać w moim pokoju.
U mnie jest cicho, na pewno wypoczniesz. Napiszemy kartkę, że dyżurna śpi,
a Matka jest w pracowni.
U mnie jest cicho, na pewno wypoczniesz. Napiszemy kartkę, że dyżurna śpi,
a Matka jest w pracowni.
Janina
-
Przepraszam, proszę Mateczki. Jakże ja mogę zająć Matki pokój?
M. Kazimiera (z uśmiechem)
-
Możesz, możesz. Korona z głowy ci nie spadnie… No idź już, idź i śpij dobrze.
Janina
-
Ale ja…
M.
Kazimiera (żartobliwie)
-
Żadne, ale… to jest polecenie Matki. Gdzież twoje posłuszeństwo?
Janina
-
Już będę posłuszna, już idę i… Bóg zapłać...
M.
Kazimiera
-
A pamiętaj – śpij dobrze. To też moje polecenie.
Janina (wychodzi)
M.
Kazimier (sama)
-
Miałam jej zwrócić uwagę, że się wczoraj zachowała niestosownie, ale czy mogłam
coś przykrego powiedzieć takiej umęczonej...? Ty Boże, wiesz, że najtrudniej
jest upominać. Ale tym razem chyba dobrze zrobiłam nic jej mówiąc...? (pukanie)
M.
Kazimiera
-
Proszę... (wchodzi grupka sióstr w dawnym
stroju pielęgniarskim, są uśmiechnięte, radosne)
Siostra
-
Proszę Matki. My dzisiaj pierwszy raz idziemy do chorych i przyszłyśmy prosić
o błogosławieństwo i pouczenie, jakie mamy być.
o błogosławieństwo i pouczenie, jakie mamy być.
M.
Kazimiera
-
Bardzo się cieszę, moje kochane. Usiądźcie na chwilę.
(Siostry siadają)
Matka
Kazimiera
-
Pamiętajcie, zawsze macie zachować tego ducha ofiary i radości z posługi chorym,
jakiego macie teraz. Zawsze radośnie idźcie do chorego, choćby wzywano was w
nocy lub dopiero po zaśnięciu. Idąc do chorego, polecajcie jego samego i całe
otoczenie Bogu. Zjednujcie sobie chorych nie słowami i naukami, ale swoim poświęceniem.
Choćby chory był najprzykrzejszy, nie okazujcie mu goryczy, nie róbcie mu
wymówek, a trudności ofiarujcie za niego Bogu.
Traktujcie na równi bogatych i ubogich, wierzących i niewierzących, katolików
i innowierców. Każdego traktujcie serdecznie. Gdy stan chorego jest ciężki, trwajcie przy nim, szczególnie w nocy, bo noc najwięcej przydaje cierpień. Zachowajcie dyskrecję co do choroby i innych okoliczności życia chorego, i oprócz siostry do tego upoważnionej, nikomu nic mówić nie wolno. Będziecie pamiętały o tym?
Traktujcie na równi bogatych i ubogich, wierzących i niewierzących, katolików
i innowierców. Każdego traktujcie serdecznie. Gdy stan chorego jest ciężki, trwajcie przy nim, szczególnie w nocy, bo noc najwięcej przydaje cierpień. Zachowajcie dyskrecję co do choroby i innych okoliczności życia chorego, i oprócz siostry do tego upoważnionej, nikomu nic mówić nie wolno. Będziecie pamiętały o tym?
Siostry
-
Tak, tak. Będziemy się starały wszystkie słowa Matki zachowywać i strzec.
M.
Kazimiera
-
Bardzo się z was Jezus cieszy, gdy widzi, że jesteście takie pełne dobrej woli
i poświęcenia. To On was wzywa do Siebie, to On cierpi w chorym i potrzebuje waszej pomocy. Proszę, uklęknijcie teraz (kreśli każdej na czole krzyżyk, mówiąc): Niech cię Bóg błogosławi.
i poświęcenia. To On was wzywa do Siebie, to On cierpi w chorym i potrzebuje waszej pomocy. Proszę, uklęknijcie teraz (kreśli każdej na czole krzyżyk, mówiąc): Niech cię Bóg błogosławi.
Siostry (wstają)
-
Bóg zapłać, Matce, za wszystko...
M.
Kazimiera
-
A jak wrócicie z dyżuru, to przyjdźcie jeszcze raz do mnie, aby opowiedzieć mi,
co robiłyście u chorych. Będę na was czekała.
Siostry (radośnie)
-
Przyjdziemy, przyjdziemy na pewno! (wychodzą)
M. Kazimiera
-
Daj Boże, aby nigdy nie straciły swego entuzjazmu i do końca pozostały ofiarne (pukanie) Proszę…
s.
Marta
-
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
M.
Kazimiera
-
Na wieki. Martusia z Królikarni? Siadaj, siadaj kochanie. Rada cię widzę!
Marta (siada)
-
Proszę Matki, mnie wysłała siostra przełożona, bo…, bo…
M.
Kazimiera
(z niepokojem)
Coś
się stało w waszym domu?
Marta
-
Nic złego w domu, tylko ja... ja... (płacze)
M.
Kazimiera
-No,
no. Mała beksa.... Mówże wreszcie wyraźnie. Siostra Przełożona wysłała cię może
po pokutę do mnie...?
Marta
-
Tak...
M. Kazimiera
-
A co ty tam spsociłaś? Jakaś szkoda materialna?
Marta
-
Tak.
M.
Kazimiera
-
Nie becz, moja miła. Stało się. Może coś zbiłaś cennego...?
Marta
-
Nie. Tylko ja... (płacze)
M. Kazimiera (łagodnie)
- Czego się tak boisz, przecie mówię, stało się. Rzecz materialna jest do odrobienia, gorzej
z grzechem. Mów śmiało, przecież cię nie zjem…
- Czego się tak boisz, przecie mówię, stało się. Rzecz materialna jest do odrobienia, gorzej
z grzechem. Mów śmiało, przecież cię nie zjem…
Marta (pociąga nosem, chlipie)
-
Bo ja, proszę Matki, spotkałam człowieka, który chciał mi sprzedać zegarek. Bo
mówił, że ma żonę chorą i potrzeba mu pieniędzy, dlatego bardzo tanio go sprzedaje.
Taki ładny był ten zegarek...
M.
Kazimiera
-
Podobał ci się i kupiłaś go?
Marta
-
Kupiłam. Ale okazało się, że ten zegarek nie jest złoty, tylko blaszany. A ja
dałam za niego dużo pieniędzy i do tego zakładowe i… (płacze) i... trzeba je zwrócić... ooooooo…
M.
Kazimiera
(skrywając śmiech)
-
Masz tu pieniądze, zanieś je Siostrze Starszej i już nie rozpaczaj.
(żartobliwie)
Więcej już nie będziesz miała ochoty na zegarek złoty, prawda?
Marta (uradowana)
-
Bardzo, bardzo Matuchnie dziękuję za wyrozumiałość..., Boże, jak ja się cieszę!
M. Kazimiera
-
Idź z Bogiem, Martuniu, a za pokutę pomódl się za tego oszusta.
Marta
-
Dobrze, dobrze...! O Boże, jak się cieszę! (wybiega
nieledwie w podskokach, w drzwiach zderza się z s. Franciszką) przepraszam.
s.
Franciszka Czejdo
(I prof. 1887 r., + 1925 r.)
-
Czy nie przeszkadzam, proszę Matki?
M. Kazimiera
-
Wejdź, wejdź śmiało, Franiu. Wiesz, że zawsze jestem do waszej dyspozycji. Siadaj
tu przy mnie.
Franciszka
-
Tak się cieszę, proszę Mateczki! Ten chory, taki uczony, o którym Matce już opowiadałam,
poprosił mnie dzisiaj o spowiedź!
M.
Kazimiera
-
Co za wielka łaska Boża! Co mu się stało, przecież wyrzucał za drzwi księży,
jednego po drugim?
Franciszka
-
Dzisiaj, proszę Matki, był dla mnie szczególnie przykry. Ale się nie odzywałam
i starałam się robić dobrze to, co do mnie należało. Aż on mówi nagle: „Co to jest? Ja pani wymyślam, a pani zawsze pogodna, niech mi Pani powie, czym mam się odwdzięczyć?”. Wtedy ja mu powiedziałam o spowiedzi i dał się przekonać.
i starałam się robić dobrze to, co do mnie należało. Aż on mówi nagle: „Co to jest? Ja pani wymyślam, a pani zawsze pogodna, niech mi Pani powie, czym mam się odwdzięczyć?”. Wtedy ja mu powiedziałam o spowiedzi i dał się przekonać.
M.
Kazimiera
-
To wieka, wielka radość. Coraz więcej mamy nawróceń wśród chorych! To nic, że
czasem musimy pocierpieć, bo nieraz niewierząca rodzina usiłuje się mścić.
Franciszka
-
Tym razem chyba nic złego nie będzie...
M.
Kazimiera
-
Ja się tego specjalnie nie lękam, bo najważniejsza jest dusza chorego. Ale lepiej,
gdy nikt
z rodziny nie ma o to pretensji, jak o tę nawróconą córkę rabina, czy tę prawosławną Rosjankę…
z rodziny nie ma o to pretensji, jak o tę nawróconą córkę rabina, czy tę prawosławną Rosjankę…
s.
Anna Andruszkiewicz
(I prof. 1893 r., + 1946 r., wbiega zdyszana)
-
Proszę Matki, proszę Matki. Przyjechały
nasze siostry z Rzymu!
M.
Kazimiera
(głęboko poruszona)
-
Przyjechały?! A co przywiozły, co załatwiły?
s.
Anna
-
Nie wiem. Nic nie chcą mówić, ale już tu są. (otwiera szeroko drzwi, woła) Niech siostry idą prędzej. Matka już
czeka!
Siostry (wchodzą)
-
Niech będzie Pochwalony Jezus Chrystus!
M.
Kazimiera
(wyciąga ramiona)
-
Na wieki. Witajcie, witajcie, moje kochane! (wita
siostry, które całują ją w rękę).Czy dobre wieści przynosicie? Czy byłyście
u Ojca Świętego?
Siostry
-
Och, proszę Matki! Tyle mamy do opowiadania!
M.
Kazimiera
-
Gdy odpoczniecie, zbierzemy wszystkie siostry i wtedy będziecie opowiadały dokładnie.
A teraz tylko krótko: Czy przyjął was Ojciec Święty?
A teraz tylko krótko: Czy przyjął was Ojciec Święty?
Jedna
z sióstr
-
Tak, proszę Matki. Ojciec święty Pius X rozmawiał z nami i uśmiechając się,
liczył sobie na pa1cach dowody łask, którymi Bóg obdarzał nasze Zgromadzenie. I
powiedział: „Bądźcie spokojne, pomówię z Kardynałem Prefektem i będę chciał,
aby wszystko w waszych Konstytucjach zostało bez zmiany!”. I dotrzymał słowa.
Otrzymałyśmy Dekret pochwalny Kościoła i zatwierdzenie Konstytucji, tak jak
zostały napisane, z nadaniem Zgromadzeniu tytułu: Siostry Franciszkanki od
Cierpiących”, zamiast pierwotnego „Siostry Cierpiących”.
M.
Kazimiera
-
A więc będziemy mogły dalej pielęgnować chorych w domach prywatnych, nie tylko
w szpitalach?
w szpitalach?
Siostra
druga
-
Tak. Święta Kongregacja i na to się zgodziła, dzięki interwencji Ojca świętego.
M.
Kazimiera
(radośnie)
-
Dzięki Ci, Boże, za tę wielką łaskę! A więc jesteśmy już ofica1nie, na mocy
najwyższej władzy Kościoła, zaliczone w poczet Zgromadzeń zakonnych! (z powagą)
Siostro
Anno. Zadzwoń, aby wszystkie siostry zgromadziły się w kaplicy.
Zaśpiewamy
Panu dziękczynne „Te Deum laudamus.”
(Kurtyna spada, za sceną śpiew Te
Deum po łacinie, Śpiew gregoriański lub w/g Jutrzni Józefa Furmanika.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz