O geniuszu, mistycyzmie i drodze do światła sługi Bożej m. Kazimiery Gruszczyńskiej mówi o. prof. Zdzisław Kijas OFM Conv, relator w jej procesie beatyfikacyjnym.
Tomasz Gołąb: Czym zachwyciła Ojca matka Gruszczyńska, że zdecydował się poświęcić jej książkę?
O. prof. Zdzisław Kijas OFM Conv: Po pierwsze, sposobem podejścia do życia swojego i innych, odpowiedzialnością za siebie i najbliższych, czyli rodzinę: ojca, brata oraz dalszych, czyli potrzebujących wszelakiego wsparcia, materialnego i duchowego. Po drugie, uderzył mnie jej sposób przyjmowania cierpienia oraz przeżywania go, kiedy stało się ono w jej życiu codziennością. Po trzecie, zachwyciła mnie jej mądrość w pobożności i inteligencja w pomaganiu. Co było w niej interesującego? Świadomość, że do chwalenia Pana i pomagania bliźniemu potrzeba wspólnoty. Praca indywidualna, aczkolwiek piękna i szlachetna, nie wystarcza. Ma też zawsze limit czasowy. Kazimiera gromadziła wokół siebie osoby o wrażliwym sercu, z którymi wspólnie świadczyła pomoc. Była w tym genialna.
Dziesięcioletnia Kazimiera złożyła ślub dozgonnej czystości. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się to niemożliwe.
Tak, ma pan rację. Ale czy trzeba się tym martwić? Nie sądzę, bo ta "perspektywa" żyje tak krótko jak sysłanie SMS-a, jest ulotna i nietrwała. We współczesnym świecie już wieczorem zaprzecza się temu, co zostało sformułowane - niczym dogmat - w godzinach porannych. Nie ma więc potrzeby przejmowania się dzisiejszą perspektywą. Kazimiera - dziewczyna nad wyraz dojrzała - już w wieku dziesięciu lat odkryła, kto rządzi światem i komu warto zawierzyć. Złożony przez nią ślub dozgonnej czystości miał na uwadze właśnie Boga, zawsze wiernego i zawsze żyjącego. Zmieniają się lata, zmieniają ziemscy panujący, jedni odchodza, inni przychodzą, przekonani jak ich poprzednicy, że są jedyni i wyjątkowi, a Bóg trwa. Ci, którzy Mu zaufali, żyją na wieki i nie przestają być nauczycielami.
Cierpienie nie wyniszczało jej, ale czyniło bardziej czułą na każdą ludzką biedę. Jak je przeżywała? Nie było w niej buntu?
Kazimiera cierpiała bardzo. Przewlekła i nieuleczalna choroba nie powstrzymała jej jednak przed szeroko zakrojoną działalnością charytatywną. Ufała w pomoc Bożą. "Piszę w łóżku, leżąc, nie bardzo to idzie. Już drugi dzień nie wstałam, jeszcze i jutro myślę leżeć. I kaszel się przyplątał, i wątroba" - pisała do bliskich. Nie dała się jednak złamać cierpieniu. Nie poddała się. Nie narzekała na to, co ja spotkało. Widziała w tym oko Bożej Opatrzności, niewidzialne źródło, z którego czerpałą wrażliwość dla tych, którzy cierpią, lecz cierpienia nie akceptują, odrzucaują je lub co gorsza - odrzucają Boga, obwiniając Go za to, co ich spotkało.
Czy była prekursorką nowoczesnej opieki dobroczynnej w Warszawie?
Może to za duże słowo, bo kiedy w 1882 r. objęła funkcję przełożonej w warszawskim Przytulisku, któe znajdowało się przy ulicy Wilczej, instytucja ta miała już za sobą ponaddwudziestoletnią historię. Inicjatywa powołania do istnienia Przytuliska wyszła od członkiń Towarzystwa św. Wincentego a Paulo, które istniało w stolicy od 1854 r. Niektóre z tych pań należały też do kół Żywego Różańca. Kiedy Kazimiera przejmowała funkcję przełożonej, Przytulisko miało wiele poważnych problemów, było niemal na granicy upadku. A zatem wielką zasługą Gruszczyńskiej było wyprowadzenie go z trudności ekonomicznych i prawnych. Trzeba też pamiętać, że Warszawa była w owym czasie pod okupacją carską, z czym wiązał się cały splot innych trudności. Założenie Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Cierpiących, i to potajemnie, bo władze carskie zakazywały zakładania zgromadzeń zakonnych, zapewniło lepszą opiekę dla osób przetrąconych przez życie i zagwarantowało długotrwałość opieki. W tym znaczeniu można mówić o wyjątkowości jej pracy w Przytulisku.
Nazywa Ojciec m. Gruszczyńską mężną niewiastą. Dlaczego?
Te słowa nad jej grobem wypowiedział ks. Adam Wyrębowski, jej długoletni spowiednik. Powiedział m. in., że jedną z największych, naczelnych cnót Kazimiery była "przesłodka pokora". I mówił dalej: "Bog tego od Niej wymagał, dlatego też żyła ona ukryta, nieznana poza najbliższym otoczeniem, nawet z pokoju swego nie wychodziła, stykając się tylko z tymi, co do niej przyszli i przyjść mogli; widać Ją było w czynach, a nie było widać w sobie. W zetknieciu z nią odczuwało się tę wielkość duszy, dziwny majestat od niej bił". Myślę, że te słowa mówią wiele. Pokazują skąd albo lepiej - od Kogo czerpała męstwo. Jego niewyczerpanym źródłem był Bóg, dlatego tak mocno przylegnęła do Niego.
Przewlekła choroba żołądka i wątroby sprawiały, że ból odczuwała niemal bez przerwy. Dla niej stało się to drogą mistyczną?
Od samego początku Kazimiera stawiała Chrystusa w centrum życia, w centrum swoich przyjaźni i pomocy bliźniemu. Nie szukała siebie, swojego widzimisię. Chciała odkryć wolę Chrystusa i pragnęła ją realizować. Od Niego więc czerpała siłę do czynienia dobra, znoszenia choroby, przyjmowania cierpienia. Nie tylko umiała przyjmować chorobę i przezywać ją w duchu wiary, ale miła ponadto siłę, aby pocieszać innych, pomagać tym, którzy byli - jak sądziła - w jeszcze większej potrzebie. Nie trwała w bierności w przyjaźni z Chrystusem. Była w ciągłej drodze do Niego, chciała bowiem być jeszcze bliżej Zbawiciela. Im bardziej Kazimiera zbliżała się do ludzi, tym łatwiej znosiła cierpienia, bo tym wyraźniej widziała w nich skuteczne narzędzie - co brzmi wręcz paradoksalnie - jednoczenia się z cierpieniami Chrystusa, który zbawił ludzi. Żyła głębokim przekonaniem, że oddanie się bliźnim w imię miłości Chrystusa jest wielką wartością, mogącą całkowicie wypełnić życie, nadać sens największemu nawet cierpieniu.
Proces beatyfikacyjny m. Gruszczyńskiej postępuje, jak się wydaje, niezwykle szybko.
Tak. Przypomnę, że 6 kwietnia 2013 r. nastąpiło uroczyste jego rozpoczęcie, a już dziewięć lat później, 9 kwietnia bieżącego roku, papież Franciszek wydał pozwolenie na przygotowanie dekretu o heroiczności cnót. To w dużym stopniu zasługa s. Lucyny Czermińskiej, autorki positio, w którym zgromadzeono wszystkie świadectwa o życiu i cnotach Kazimiery, dokumenty, opracowano życie i cnoty służebnicy Bożej.
Czy równie szybko przybywa świadectw łask za jej wstawiennictwem?
Nie mam wglądu w archiwum postulacji, gdzie gromadzone są tego rodzaju świadectwa. Wiem jednak, że łask duchowych i znaków materialnych jest sporo. Są przypadki powrotu do zdrowia po ciężkiej chorobie, i to w sposób niemal cudowny. Są również przypadki posiadania potomstwa przez małżeństwa, które do tej pory zabiegały o nie bez skutku. Modlitwa przez wstawiennictwo matki Kazimiery okazała się jednak skuteczna. Tak, wiele jest tego rodzaju łask. Do beatyfikacji potrzebny jest jeszcze cud uznany przez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych i papieża.
Źródło: Matka cierpiących, w: Gość Warszawski nr 25/2022 (26.06.2022), s. VI-VII.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz