18/ W służbie cierpiącym:TROSKA O SIOSTRY

       Siostry Franciszkanki od Cierpiących tworzyły społe­czność religijną, która wymagała stałego kierownictwa, zarówno w sprawach materialnych, jak duchowych. Ich li­czebność wzrastała systematycznie. Sprawiało to, że z upływem lat obowiązki związane z kierowaniem rozwijają­cą się wspólnotą stawały się coraz liczniejsze. Spadały one w pierwszym rzędzie na przełożoną generalną. Nie jest ła­two ustalić liczbę sióstr w domu przy ulicy Wilczej w pierwszych latach istnienia Zgromadzenia. Księgi perso­nalne zostały zaprowadzone dopiero w roku 1910. W odnie­sieniu do okresu wcześniejszego nie zawsze dysponujemy dokładną statystyką. Kazimiera Gruszczyńska oświadczyła, że w momencie, gdy obejmowała funkcję przełożonej „Przytuliska", zastała przy zakładzie „sporą gromadkę" kobiet pragnących prowadzić życie zakonne. W pierwszym dziesięcioleciu istnienia Zgromadzenia przybyło 38 sióstr, w drugim dziesięcioleciu - 18. W latach 1882-1909 zgłosiło się do Zgromadzenia ponad 110 kandydatek, jednak część z nich opuściła wspólnotę. Wiadomo, że w 1909 r., po uzys­kaniu dekretu pochwalnego Stolicy Apostolskiej, Zgroma­dzenie liczyło 79 sióstr; w rok później - 85, zaś w 1922 r. -123. Podczas kapituły generalnej, która obradowała wkrót­ce po śmierci matki Kazimiery (w styczniu 1928 r.), w Zgro­madzeniu było 155 sióstr.

 
Do Zgromadzenia zgłaszały się kandydatki z różnych środowisk społecznych. Większość była pochodzenia wiejs­kiego, choć znaczna ich część mieszkała już w mieście jesz­cze przed wstąpieniem do Zgromadzenia. Na ogół były to kobiety bez zawodu, spełniające różne obowiązki domowe w rodzinie: „przy ojcu", „przy matce", „przy bracie", „przy ciotce" - jak widnieje w personaliach. Przed pierwszą woj­ną światową zgłosiło się kilkanaście kandydatek , które pracowały w rzemiośle, przeważnie w krawiectwie. Kilka było nauczycielkami, jedna felczerką. O przyjęcie do Zgro­madzenia ubiegały się kobiety stosunkowo młode, najczęś­ciej w wieku 25-30 lat, znaczna ich część nie miała dwu­dziestu lat. Pokaźna liczba sióstr rekrutowała się z okolicy Kozienic oraz z rejonów Warszawy i Wilna. Sporo kandy­datek zgłaszało się ze środowisk wielkomiejskich - z War­szawy, Łodzi, Wilna, a więc z tych miast, gdzie siostry fran­ciszkanki miały własne domy i prowadziły tam pracę pielę­gniarską. Wśród zgłaszających się przeważały osoby z wy­kształceniem elementarnym. Część sióstr (głównie drugiego chóru) dopiero w Zgromadzeniu uczyła się czytania i pisa­nia. Fakt ten staje się zrozumiały, jeśli przypomnimy, że u schyłku XIX w. było w Królestwie Polskim około 70% analfabetów: w miastach blisko 60%, na wsi ponad 74%. W 1904 r. w Warszawie analfabeci stanowili 42% mieszkań­ców miasta. Jeszcze w roku 1921 spis ludności wykazał w całej Polsce przeciętnie ok. 37% analfabetów.

 
Z przytoczonych powyżej danych wynika, że matka Kazimiera kierowała społecznością kobiet o bardzo zróżni­cowanym pochodzeniu społecznym i środowiskowym - od wiejskiego po wielkomiejskie. Pod jej kierownictwem pozo­stawały zakonnice o zróżnicowanym przygotowaniu zawo­dowym, o bardzo różnym poziomie wykształcenia - od analfabetek po osoby z inteligencji. Kandydatki wnosiły do Zgromadzenia odmienne przyzwyczajenia wyniesione z własnych środowisk, indywidualne cechy charakteru, po­stawy i mentalności, sposoby myślenia i przeżywania war­tości religijnych. Łączyła je jednak wspólna idea zakonna -służba cierpiącym i opuszczonym. Przełożona generalna miała przed sobą trudne zadanie - zespolenia rozrastającej się systematycznie społeczności wokół tego naczelnego ide­ału, któremu podporządkowane było całe życie Zgromadze­nia sióstr franciszkanek. Wysiłki Kazimiery Gruszczyńskiej zmierzające do wewnętrznej integracji Zgromadzenia doty­czyły w praktyce wszystkich dziedzin życia, poczynając od spraw materialnych po modlitwę i formację duchową sióstr. Przełożona korzystała z każdej okazji, by otoczyć opieką i troską powierzone jej kierownictwu zakonnice. Okazję taką stanowiły przede wszystkim wizytacje kano­niczne przeprowadzane w poszczególnych domach Zgroma­dzenia. Na podstawie zachowanych sprawozdań nie jest możliwe ustalenie częstotliwości tych wizytacji, gdyż księ­ga wizyt kanonicznych prowadzona była dopiero od 1917 r. Istnieją rozproszone w dokumentach informacje, które wskazują, że Matka przeprowadzała wizytacje kanoniczne poczynając od lat osiemdziesiątych, a więc od momentu, kiedy zaczęły powstawać nowe placówki franciszkanek.

 
Podczas wizytacji kanonicznych Przełożona intereso­wała się wszystkimi aspektami życia zakonnego. Szczegól­nie uwrażliwiona była na sytuację mieszkaniową i na wa­runki pracy sióstr. Gdy stwierdzała, że położenie ich było zbyt trudne, interweniowała w sposób stanowczy i konsek­wentny. Przykładem stanowczej interwencji Matki była placówka franciszkanek w Odessie (założona w 1884 r.). Podczas wizytacji tego domu zakonnego dostrzegła wyjąt­kowo ciężkie warunki bytowe sióstr. Wprawdzie zakład dla starców, w którym siostry pracowały, dysponował dużym piętrowym budynkiem, wszędzie panował porządek i ład, ale siostry „miały jedną suterenę na ich pięć" - stwierdza Kazimiera Gruszczyńska - dostawały bardzo złe pożywie­nie, a pracowały ciężko. W rozmowie z dyrektorem zakładu Przełożona sformułowała konkretne postulaty dotyczące warunków mieszkaniowych, pracy i pożywienia sióstr. Rozmowa musiała być stanowcza, skoro dyrektor jak napisała później — „nie tylko spełnił to, o co prosiłam, ale od onej chwili cokolwiek żądały uwzględniał". Jeżeli przełożona generalna doszła do przekonania, że trudne warunki, w ja­kich siostry żyły i pracowały, są nie do usunięcia, wówczas odwoływała je z takich placówek. Z tych powodów siostry franciszkanki opuściły szpital fabryczyny w Zawierciu, lecznicę oczną w Wilnie, szpital w Tomaszowie Rawskim, klinikę w Krakowie. Według oświadczenia Matki, siostry opuściły Zawiercie ze względu na „trudności, nieporozu­mienia, intrygi", jakich doznawały ze strony zarządu tam­tejszego szpitala. Podobna sytuacja zaistniała w Wilnie: „wyszły nieporozumienia, wskutek tego siostry wycofałam" -     pisze K. Gruszczyńska. Niebawem siostry powróciły dowileńskiej lecznicy, przychylając się do próśb zarządu szpitala, ale niestety warunki pracy okazały się znowu nie doprzyjęcia. Mimo usilnych starań sióstr, w szpitalu panował -     z winy zarządu szpitalnego - ciągły nieład i nieporządek,którego nie sposób było usunąć. W tej sytuacji przełożona generalna ponownie odwołała zakonnice z Wilna. Dopieropo zmianach personalnych w zarządzie wileńskiej lecznicy,kiedy powstały odpowiednie warunki, siostry podjęły tampracę na stałe. Przykład Wilna świadczy, jak stanowczoi konsekwentnie matka Kazimiera broniła siostry przed na­dużyciami ze strony zarządu i personelu szpitalnego.

 
Przełożona generalna śledziła bardzo dokładnie wa­runki życia sióstr w każdej nowo powstałej placówce Zgro­madzenia. Znała trudne położenie sióstr pracujących w kli­nice krakowskiej, mimo że nigdy tam osobiście nie była. Wiedziała, że w Krakowie siostry mieszkają — jak napisała-   „w małej  suterence", że otrzymują w kuchni szpitalnej"posiłek nieodpowiedni", że nad chorymi czuwają „nieomal dzień i noc". Orientowała się, że zakonnice pracowały wkrakowskiej klinice ponad siły i „przy tak ustawicznej pracy były niezmiernie wyczerpane". Matka Kazimiera przed­stawiła całą tę sprawę ojcu Honoratowi i po upływie roku siostry franciszkanki zostały z Krakowa odwołane bez względu na protesty ze strony dyrektora tamtejszej kliniki.

 
Kazimiera Gruszczyńska pozostawiła po sobie bogatą korespondencję, którą prowadziła z siostrami. Wynika z niej, że przełożona generalna znała potrzeby nie tylko każ­dego domu i placówki zakonnej, ale orientowała się dokła­dnie w problemach i trudnościach życiowych poszczegól­nych sióstr. Poruszała w listach sprawy dotyczące konkret­nych zakonnic, dawała rady, napomnienia, przestrogi, roz­wiązywała trudności. Zachowało się łącznie około 350 listów matki generalnej adresowanych do poszczególnych sióstr, do różnych domów Zgromadzenia, bądź też do wszystkich sióstr Zgromadzenia. Te ostatnie miały charak­ter listów okólnych pisanych z okazji większych uroczysto­ści kościelnych i zakonnych. Korespondencja ta pozwala poznać codzienne troski Matki związane z kierowaniem społecznością sióstr franciszkanek.

 
Na uwagę zasługują listy Kazimiery Gruszczyńskiej do siostry Magdaleny Łazowskiej, która od 1910 r. pełniła w Zgromadzeniu funkcję wikarii generalnej (pierwszej rad­nej). Matka dzieliła się z wikarią wszystkimi sprawami, które stanowiły przedmiot jej codziennych trosk. Pisała o konkretnych siostrach, o ich potrzebach i kłopotach. Listy mają charakter osobistych wyznań. Nie znajdujemy w nich urzędowej terminologii. Pisane są językiem barwnym, poto­cznym, stanowią przedłużenie osobistych rozmów i wiernie oddają klimat życia codziennego. Często zawierają skróty myślowe, dotyczą bowiem spraw znanych ich adresatce. Nie zawsze są datowane. Z listów pisanych przez matkę Kazimierę dowiadujemy się, że w Kozienicach „Andzia nie domaga" i dlatego „prosi o serdak z kożuchem", że siostra Bernadeta „ma gruźlicę", „krwią pluje", czeka ją więc kuracja; Wiktoria „czuje się nieźle, sił jej przybywa", Antosi trzeba dać „wypoczynek w domu, może na ogrodzie lub na balkonie", Małgosia „jeszcze trochę niech wydobrzeje, tro­chę się czuje silniejsza, ale była tak wyczerpana, że litość brała", zaś Zosia nadal „cierpi na wrzoda". Nie uszło uwa­gi Matki, że „Natalce ogromnie ciężko", że siostra Aleksan­dra „mizernie wygląda", Jadzia „mizerna bez najmniejsze­go apetytu", siostrze Gerardzie konieczne były „gorące kąpiele", natomiast Małgorzatę trzeba było wysłać na wa­kacje, ponieważ „jak szmata blada". Przełożona generalna informuje też swoją wikarię, że wysyła siostrom do Kozie­nic żakiet i prosi o dopilnowanie, żeby „każda ciepło cho­dziła (...) niech jedna drugiej pożyczy, aby ciepło chodziły". W związku z pogrzebem siostry Elżbiety matka Kazimiera zauważa, że zmarła zostawiła „najmilsze wspomnienia", była „wzorem posłuszeństwa" i poleca zarazem, żeby „mia­ła swą mogiłę nie w rzędzie, tylko w jednym z narożników". W innym liście wyraża swoją radość z tego powodu, że sio­stra Ewelina dzięki słonym kąpielom „może swobodnie zgi­nać nogi" oraz że siostry, które przechodziły tyfus „prawie śmiertelny", czują się już znacznie lepiej.

 
Przytoczone fragmenty listów Matki wskazują, że jej troski dotyczyły spraw bardzo konkretnych. Kłopoty i pro­blemy poszczególnych sióstr stawały się codziennymi tros­kami Przełożonej. Nie pozostawała obojętna, gdy doszła do niej wiadomość o trudnościach osobistych jakiejś siostry, o jej chorobie lub przeżywanym kryzysie duchowym. Naj­częściej kierowała do siostry słowa pokrzepienia, udzielała rad. „Podobno, że Ci nogi puchną, to niedobrze, pewno nie masz pończochy, ani bandaży" - pisała w liście do Józefy Żychlińskiej. „Pośpieszam odpowiedzieć co do operacji ży­laków" - czytamy w innym liście do tej samej adresatki. „Słyszę, że Cię ogarnia niepokój (...) ja mam nadzieję w Bogu, że ta choroba zdrowie Ci przyniesie" - pocieszała siostrę Elżbietę Broniewską. Często siostry zwracały się do swej Matki z prośbą o rady i wskazówki w różnych spra­wach związanych z ich codziennym życiem. Przełożona domu w Kozienicach, Róża Świątkowska, miała problemy z zakupem blachy: „Co do blachy (...) to w Radomiu można załatwić (...) do Radomia i o szkło musisz jechać" - radziła matka generalna. Przebywająca w Kozienicach siostra Władysława Radziejewska prosiła o zwolnienie z ciążących jej nadmiernie obowiązków związanych z prowadzeniem gospodarstwa. Matka Kazimiera wykazuje pełne zrozumie­nie dla tej prośby: „Położenie Twoje - pisała - kłopoty, umęczenie i zmęczenie dobrze odczuwam i nic się nie dzi­wię, aby Cię od tego ciężaru gospodarczego trochę uwol­nić". Radziła zatem Radziejewskiej, żeby gospodarstwo od­dała siostrze Bronisławie, sama zaś „niech trochę odpocz­nie, przyjedzie do Warszawy". Niektóre sprawy wymagały obszernego omówienia z zainteresowaną: „Na Twoje różne pytania, najlepiej jak na parę dni przyjedziesz, bo trzeba się bliżej porozumieć" - odpowiadała Przełożona siostrze Żychlińskiej.

 
Matka Kazimiera interesowała się w sposób szczególny formacją duchową poszczególnych zakonnic, ich modlitwą i życiem religijnym. Tematyka ta powraca często w jej li­stach. W modlitwie i życiu duchowym widziała fundament dla wszelkiej działalności, chroniący zakonnicę przed pust­ką wewnętrzną: „to jest konieczne, inaczej dojdziemy nie­postrzeżenie do spustoszenia" - ostrzegała siostrę Włady­sławę Radziejewska. „Modlitwa, życie wewnętrzne (...) to nasz ratunek, to nasza twierdza" (...) „tam się więc chroń, a ja o Ciebie będę spokojna" - napisała w jednym z listów do siostry Józefy Żychlińskiej. W listach do Żych­lińskiej znajdujemy ponawiane często zalecenia: „Módl się i módl", „módl się gorliwiej, a wszystko Ci będzie łatwiej", „medytacji południowej nie należy zaniedbywać". „Pierwsze - modlitwa, drugie - skupienie (...) Pilnuj modlitwy" -pisała do siostry Stefanii Żabickiej. Podobne napomnienia znajdujemy w listach do Marii Raabe: „Nade wszystko pil­nuj dobrej modlitwy", „czuwaj, módl się i pracuj nad sobą", „modlitwa to grunt naszego szczęścia", „rekolekcji miesięcznych nie opuszczaj".

 
Przełożona generalna, napominając siostry niestrudze­nie, aby nie zaniedbywały modlitwy i pielęgnowały życie duchowe miała jasno wytknięty cel. Pragnęła doprowadzić zakonnice do zjednoczenia z Chrystusem. Pisząc w jednym ze swoich listów o potrzebie „zjednoczenia głębszego z Pa­nem Jezusem", wyznała z całą szczerością: „ja dla Was wszystkich tego pragnę i o tym myślę". Dążyła do tego, aby — jak pisała - „dać Zbawicielowi możność zupełnego dzia­łania, być powolnem narzędziem w rękach Cudownego Mi­strza, starać się najściślej zjednoczyć z Jezusem, bo to nam daje szczęście, pokój i siłę do pracy". Uważała, że w modli­twie i zjednoczeniu z Chrystusem tkwi siła duchowa Zgro­madzenia. Podczas ceremonii odnowienia ślubów zakon­nych w 1921 r. oświadczyła: „Zgromadzenie (...) składa się z jednostek, im te będą lepszym ożywione duchem, tem zgromadzenie nasze duchowo silniejsze". Matka Kazimiera potrafiła skierować do zakonnicy słowa stanowcze, jeśli do­szła do przekonania, że jest to jedyna możliwość wyświad­czenia duchowej pomocy. „Moja droga Siostro - pisała do jednej z zakonnic - miałam zamiar już nie odzywać się do Ciebie, widząc, że wszystkie me prośby, napomnienia, a Twe przyrzeczenia nikną w słowach, a upór zostaje ni­czym nie przełamany ze stratą dla Twojej duszy (...). Może Ci ten list przykry, ale masz w tym jeden z dowodów miłoś­ci mej dla Ciebie". Powyższe słowa Matki świadczą, że umiała być konsekwentna w egzekwowaniu swoich zaleceń.
 

Przytoczone powyżej fakty i wypowiedzi matki Kazi­miery nie pozostawiają wątpliwości, że orientowała się ona bardzo dokładnie we wszystkim, co łączyło się z życiem sióstr powierzonych jej kierownictwu. Znała trudności i kłopoty każdej zakonnicy, starała się im zaradzić, służyć radą i pomocą. Wiedziała, w jakich warunkach pracują, mieszkają, czym się odżywiają. Zabiegała o to, aby miały odpowiednią odzież, warunki mieszkaniowie i pożywienie. Interweniowała z całą stanowczością i konsekwencją, gdy trzeba było upomnieć się o lepsze warunki pracy dla sióstr. Troszczyła się o wszystkie sprawy, poczynając od czysto materialnych, aż po modlitwę zakonnicy i jej zjednoczenie z Chrystusem. Nie trzeba dowodzić, że w odniesieniu do Kazimiery Gruszczyńskiej tytuł „Matka" jest w pełni uza­sadniony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz