„Nie byłaby cała dusza świętej pamięci Kazimiery Gruszczyńskiej przedstawiona, gdybym nie powiedział o jej cierpieniu (...) Cierpienie było koroną jej świętości, miłowała je, bo miała wielką miłość dla źródła cierpienia, dla Jezusa Chrystusa. Kiedy przyszedłem w ostatnich momentach jej życia, pytając, czy cierpi, nie okazywała tego, a cierpienia miała wielkie, omdlewała z tych cierpień, lecz podczas wizyty niczem nie okazała tego, że cierpi i cierpiąc, pracowała dla teraźniejszości i przyszłości". Słowa te wypowiedział nad trumną Kazimiery Gruszczyńskiej jej spowiednik, ksiądz prałat Adam Wyrębowski.
Cierpienia, o których mówił spowiednik matki Kazimiery, łączą się z jej wieloletnią chorobą, wyniszczającą organizm, której początek jest trudny do ustalenia. Według świadectwa Magdaleny Łazowskiej, już w 1879 r. dokuczały Przełożonej bóle żołądka, których przyczyn lekarze nie umieli wyjaśnić. Pozostawała wówczas pod opieką lekarską dr Kosmanowskiej. Na początku 1890 r. choroba odnowiła się. Siostra Anna Andruszkiewicz oświadcza, że lekarze (dr Chrostowski i dr Horoch) stwierdzili powstawanie guza w jamie brzusznej. Ze względu na wycieńczony organizm i słabe serce pacjentki, lekarze nie chcieli się podjąć przeprowadzenia operacji celem usunięcia guza, nie wyrażała zresztą na to zgody sama Matka.
Trudno jest stwierdzić czy pierwotna diagnoza lekarska była trafna. Wiadomo, że w późniejszym okresie przełożona generalna cierpiała ustawicznie z powodu bólu wątroby. Faktem jest, że od początku lat dziewięćdziesiątych choroba dawała o sobie znać, stając się źródłem dotkliwych cierpień. Z korespondencji matki Kazimiery dowiadujemy się, że całymi latami nie mogła wyjeżdżać z Warszawy z powodu postępującej choroby. W październiku 1905 r. pisała do biskupa sandomierskiego: „z powodu choroby od lat kilkunastu prawie nie wyjeżdżam z domu i dla tej przyczyny osobiście, jak by to należało, nie mogę być u Najdostojniejszego Pasterza". Przypomnijmy, że pismo powyższe zawierało prośbę do biskupa sandomierskiego o wydanie listu polecającego dla zgromadzenia sióstr franciszkanek w celu uzyskania apostolskiego zatwierdzenia. Matka usprawiedliwia się w nim, dlaczego nie złożyła dotychczas oficjalnej wizyty u biskupa w Sandomierzu, mimo że na terenie jego diecezji od wielu lat istniał (w Kozienicach) dom zakonny sióstr franciszkanek. Następne lata nie przyniosły poprawy zdrowia matki Kazimiery. Świadczy o tym list pisany w grudniu 1908 r., w którym zwraca się ona do administratora diecezji wileńskiej Kazimierza Michalkiewicza z prośbą o wystawienie pisma polecającego dla Sióstr Franciszkanek od Cierpiących, pracujących na terenie Wilna. W jej liście do rządcy diecezji wileńskiej czytamy: „Czuję się jednak w obowiązku bliżej zapoznać Go (sc. administratora Michalkiewicza) z celem naszego Zgromadzenia, najchętniej podążyłabym, ale ponieważ dla słabości zdrowia nie mogę, wydelegowałam jedną z sióstr naszych, aby wręczyła Waszej Ekscelencji ustawę Sióstr Cierpiących". W kilka lat później, we wrześniu 1913 r., wyjaśnia, że nie może osobiście udać się do biskupa warszawskiego Kazimierza Ruszkiewicza, bowiem - czytamy w liście - „z powodu przebytej świeżo choroby nie wolno mi z domu wychodzić".
Przytoczone powyżej świadectwa dowodzą, że w okresie przed pierwszą wojną światową choroba Kazimiery Gruszczyńskiej miała charakter przewlekły, nierzadko nasilała się w takim stopniu, iż uniemożliwiała chorej opuszczanie domu. Jest rzeczą godną przypomnienia, że mimo takiego stanu zdrowia, Przełożona sióstr franciszkanek zdołała rozwinąć w tym czasie bardzo żywą działalność zewnętrzną. Otworzyła cały szereg nowych placówek i domów zakonnych. W latach 1909-1910 prowadziła budowę okazałego „Sanatorium" w Warszawie, w 1910 r. przystąpiła do rozbudowy i modernizacji domu macierzystego, zaś w przededniu wybuchu wojny podjęła ważne prace związane ze wzniesieniem nowej kaplicy przy ulicy Wilczej oraz z budową domu zakonnego w Kozienicach. Potrafiła więc, jak widać, przezwyciężyć słabości chorego organizmu i prowadzić normalną działalność, przyczyniając się do dalszego rozwoju Zgromadzenia. Wydaje się, że w latach wojny nastąpiło polepszenie stanu zdrowia matki Kazimiery. W korespondencji i innych dokumentach z tego czasu brak informacji o nasileniu jej choroby. Pod koniec wojny rozpoczęła wizytacje domów zakonnych (przerwane w czasie działań wojennych). O ich przebiegu informują zachowane protokóły wizyt kanonicznych prowadzone systematycznie od 1917 r. Przełożona generalna wizytowała również domy odległe od Warszawy, co wymagało podejmowania uciążliwych podróży. Przypomnijmy, że bezpośrednio po wojnie rozpoczęła prace budowalne na terenie Kozienic, które wymagały jej osobistego zaangażowania. W latach 1921-1922 wyjeżdżała do Kozienic, Pabianic, Łodzi.
Ta aktywność Kazimiery Gruszczyńskiej została nagle przerwana w połowie roku 1922 z powodu gwałtownego pogorszenia stanu jej zdrowia. W pierwszej połowie maja 1922 r. przeprowadziła dwie wizytacje kanoniczne (w Łodzi i Pabianicach), po których urywają się na dłuższy czas w księdze wizytacyjnej protokóły wizyt. Były to lata szczególnego nasilenia choroby. O jej przebiegu dowiadujemy się z listów Matki pisanych do siostry Magdaleny Łazowskiej. Pierwsze objawy odnawiającej się choroby pojawiły się w marcu 1922 r. Świadczy o tym list do siostry Łazowskiej pisany 15 marca. Matka Kazimiera użala się w nim na to, że musi pozostawać w łóżku. Pisze, że z powodu złego stanu zdrowia nie mogła wysłuchać kazania, zmuszona była przyjąć szereg zastrzyków. Wydaje się, że ten nawrót choroby nie trwał długo, bowiem już w maju odbyła wspomniane powyżej wizytacje kanoniczne domów zakonnych w Łodzi i Pabianicach. Po krótkotrwałym polepszeniu, stan jej zdrowia znacznie się pogorszył. W połowie sierpnia pisała do siostry Magdaleny Łazowskiej: „Przez cały miesiąc śmierć tylko widziałam, bóle i bóle, jeść ani wspomnieć". Oświadczyła w tym liście, że dopiero od kilku dni obudziła się w niej „nadzieja życia". „Mam wrażenie, że wróciłam z tamtego świata, śmierć nieodstępnie była przy mnie" — wyznała wikarii generalnej. O bardzo krytycznym stanie zdrowia Przełożonej świadczy fakt, że w tym czasie całą swoją władzę przekazała wikarii oraz radzie generalnej. Nie załatwiała żadnych spraw, nie przyjmowała listów. „Wyglądałam śmierci, a nie życia" - wyjawiła później. W roku 1922 matka Kazimiera pozostawała przez długie miesiące w łóżku. W związku ze zbliżającą się uroczystością poświęcenia kamienia węgielnego pod budowę kościoła w Kozienicach pisała (przed miesiącem październikiem) do biskupa sandomierskiego: „już piąty miesiąc jestem lokatorką łóżka, jak tam dalej będzie Bogu wiadomo".
W następnych latach stan zdrowia przełożonej generalnej nie uległ zasadniczej poprawie. Wprawdzie w lipcu 1923 r. pisała do Magdaleny Łazowskiej: „zdrowie moje trochę niby lepiej", ale późniejsze jej wypowiedzi świadczą, że choroba nie ustępowała i uniemożliwiała rozwinięcie jakiejkolwiek działalności zewnętrznej. Matka Kazimiera uskarżała się coraz częściej na brak sił: „jestem tak wyczerpana, bezsilna", „taki brak sił, że każdy ruch odczuwam", „moje siły ledwo, ledwo" — tego typu skargi powtarzają się w jej listach pisanych do siostry Łazowskiej. Wobec nawrotu choroby i braku sił matka generalna zmuszona była załatwiać wiele spraw drogą korespondencyjną. Kazimiera Gruszczyńska pisze bardzo często w listach pochodzących z tego czasu o ponawiających się bolesnych atakach wątroby. Niektóre z nich trwały całe dni i noce: „przez parę nocy - jak oto i dziś było - straszne bóle, do trzeciej godziny w nocy musieli robić zastrzyki, ach co to za cierpienie, i to już chyba miesiąc, czasem pauza parę dni i znów wraca". „Przez dwanaście dni zastrzykami podtrzymywano siły" — pisała w innym liście.
Z upływem kolejnych miesięcy stan zdrowia pogarszał się coraz bardziej. W lutym 1925 r. Matka informowała siostrę wikarię: „Bogu wiadomo, jaki obrót ta choroba weźmie, jest, jak widzę, niedobrze". W kilkanaście miesięcy później w lipcu 1926 r., po tygodniowym pobycie w Kozienicach, pisała: „ani jeden dzień nie minął tu bez cierpień (...) Wczoraj wyjątkowy dzień, tylko na zastrzykach kamfory, noc była lepsza, dziś byłam na Mszy świętej póki tych sił trochę". W jej listach do Magdaleny Łazowskiej powtarzają się coraz częściej informacje: „Wczoraj bardzo cierpiałam", i „znów przeszłam silny atak dzisiejszej nocy" (...) „co dzień prawie zastrzyk i to znieczulający, jestem jak odurzona całą dobę", „ledwo żyję (...) apetytu żadnego, bóle i bóle - chyba rak", „ze zdrowiem nie czuję się ani odrobinę lepiej, może gorzej".
Z przytoczonych powyżej informacji, powtarzających się w osobistej korespondencji matki Kazimiery, wynika, że w latach 1925 i 1926 nastąpiło znaczne nasilenie jej choroby. Ponawiające się ataki wątroby sprawiały, że pisanie listów przychodziło Matce z coraz większą trudnością. „Moja choroba wytrąciła pióro" — usprawiedliwiała się przed biskupem sandomierskim ze spóźnionego zaproszenia na uroczystość poświęcenia kamienia węgielnego w Kozienicach. „Sił nie mam, ten list, co trochę napiszę, to się kładę" - pisała do siostry Magdaleny. „Długo pisać nie będę, bo mi jakoś niedobrze, w łóżku trudno pisać"; „nie wiem, czy to odczytasz, piszę leżąc po silnym ataku w nocy, ale już więcej trudno pisać"; „wczytaj się w listy dołączone, bo już nie mam siły więcej pisać"; „więcej trudno mi pisać, muszę się zaraz położyć"; „ledwie piszę, idę do łóżka"; „już dziś tym pisaniem jestem przemęczona".
Przytoczone zdania, które Matka wtrącała spontanicznie w pisanych przez siebie listach, wskazują na bardzo wydatny ubytek sił fizycznych. Niektóre listy Kazimiery Gruszczyńskiej noszą na sobie wyraźne znaki ogromnego wysiłku, z jakim były pisane. Świadczą o tym pojawiające się nagle w rękopisie duże bezkształtne litery, opadające w dół ostatnie wiersze listów, urywające się myśli, a nawet słowa. Są one wzruszającym świadectwem poczucia obowiązku Przełożonej, której jedynie ciężka niemoc zdolna była wytrącić pióro z ręki. Załatwiała bieżące sprawy Zgromadzenia, nie bacząc na chorobę, która niszczyła jej organizm, pozbawiając go sił żywotnych. Będąc obłożnie chora i pozostając w łóżku, rozwiązywała nadal problemy zakonne, wydawała zalecenia, podejmowała decyzje. Nierzadko zmuszona była załatwiać sprawy trudne i dla niej osobiście bardzo przykre. Zdarzało się, że one właśnie stawały się przyczyną nowych ataków wątroby, świadoma bowiem była swojej bezsiły i bezradności spowodowanej stanem zdrowia. Stąd też niekiedy z obawą otwierała otrzymywane listy: „nie miałam nawet odwagi otwierać, by znów jakiego ataku wątroby nie dostać; dziś do późna w noc siedziały przy mnie, płakałam jak dziecko, cóż ja zrobię, to jest stan chorobliwy, wyczerpanie (...) ja odczuję każde wrażenie, mimo pragnienia poddania się, odbija się na mem zdrowiu" - wyznała ze szczerością siostrze Łazowskiej. Prosiła niekiedy wikarię generalną, żeby otwierała i czytała przychodzące listy: „ja wolę, jak Ty mi treść przedstawisz i mogę doradzić w razie konieczności, aniżeli jak wprost uderza ten pocisk" - oświadczyła. „Nie mam siły, Bóg widzi, tu już miałam trzy ataki, co się uspokoi, już się cieszę, że może już będzie lepiej, to znów (...) inne przykre listy" - pisała do siostry Łazowskiej, uzasadniając przedstawioną powyżej prośbę.
W udrękach duchowych i dolegliwościach fizycznych godziła się z wolą Bożą. Uważała, że cierpienie jest szczególnym posłannictwem wybranych przez Boga: „cierpienie to droga wybranych" - napisała do siostry Elżbiety Broni ewskiej. W listach matki Kazimiery, pisanych z coraz większym trudem, znajdujemy krótkie inwokacje modlitewne: „modlę się o pomoc Bożą", „wola Boża niech się stanie", „wszystko w mocy Bożej", „wszystko w ręku Boga", „dopust Boży". Zdanie się całkowite na wolę Bożą jest jednym z charakterystycznych rysów przeżyć duchowych Przełożonej w ostatnim okresie jej choroby. Cierpienie wycisnęło głębokie piętno na jej duchowości i określiło w sposób najbardziej zasadniczy jej życiowe posłannictwo. Dzięki cierpieniu, które stało się udziałem Matki, zrozumiała ona wzniosłość ideału apostolskiej posługi cierpiącym -ideału, który wyznaczyła założonej przez siebie zakonnej wspólnocie.
W miarę jak rozwijała się choroba i zwiększały się cierpienia, myśli matki Kazimiery koncentrowały się na przyszłych losach Zgromadzenia. U schyłku życia jedynym pragnieniem Założycielki było, aby spełniała się w życiu Sióstr Franciszkanek od Cierpiących — podobnie jak w jej własnym - wola Boża wyrażona w Konstytucjach zakonnych: „Macie regulamin, to powinno wystarczyć, aby spełnić wolę Bożą" - oświadczyła w jednym ze swoich listów. „Nic nie pragnę dla siebie i dla Was, jak tego jednego" - podkreślała z naciskiem. Nie miała wątpliwości, że jej cierpienia stają się bogactwem i źródłem siły duchowej dla całego Zgromadzenia: „Chętnie cierpieć będę, aby podniósł się duch zakonny" - wyznała. W powyższych wypowiedziach Matki pochodzących z ostatnich miesięcy jej życia przebija stała troska o to, aby we wszystkim realizowała się wola Boża. Im większych doznawała cierpień, tym głębiej jednoczyła się z Bogiem i z Jego wolą. Pisząc do Magdaleny Łazowskiej o tym, że czuje się „bardzo marnie" i pragnie się dobrze na śmierć przygotować, podkreślała jednocześnie, że należy „we wszystkim" uznać wolę Bożą. Pragnęła, aby przyszłe życie Zgromadzenia opierało się na wierności powołaniu, Konstytucjom i na posłuszeństwie przełożonym zakonnym. W grudniu 1926 r. złożyła siostrom krótkie życzenia z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia (podyktowała je jednej z sióstr). Zamieściła w nich napomnienie: „Ukochajcie swoje powołanie, wolę starszych przyjmijcie jako wolę Bożą". W kilka miesięcy później, w kwietniu 1927 r., składała siostrom życzenia wielkanocne. Pisała wówczas w liście okólnym: „Ukochajcie posłuszeństwo, słuchajcie przełożonych w duchu wiary (...) miłujcie ubóstwo (...) miłujcie się miłością wyższą".
Powyższe napomnienia matki Kazimiery zasługują na szczególną uwagę, zrodziły się bowiem z głębi cierpienia i wyrażały troskę Założycielki o przyszłe losy Zgromadzenia. Przełożona generalna, kierując je do sióstr, wiedziała, że jej życie zbliża się już do swego kresu: „z dniem każdym czuję spadek sił i wiek domaga się praw swoich, niech te życzenia będą wyrazem mej ostatniej woli, mych pragnień dla ukochanych sióstr" - słowa te Kazimiera Gruszczyńska dołączyła do ostatnich życzeń wielkanocnych. W ostatnich miesiącach życia pragnęła dla wszystkich sióstr franciszkanek jedności, miłości, posłuszeństwa, ubóstwa, wierności Konstytucjom zakonnym, zawierzenia woli Bożej we wszystkich sytuacjach życiowych. W przekonaniu Założycielki była to jedyna droga zapewniająca Zgromadzeniu pomyślny jego rozwój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz