W jednym z albumów zakonnych, jakie zachowały się w archiwum sióstr franciszkanek przy ulicy Wilczej, znajduje się fotografia śp. matki Kazimiery Gruszczyńskiej. Zdjęcie to zostało zrobione w kaplicy zakonnej w Kozienicach. Jej ciało spoczywa w skromnej trumnie, umieszczonej na prowizorycznym katafalku. Dłonie Zmarłej są złożone na piersiach, owinięte różańcem, twarz pełna pokoju. Wokół trumny znajdują się świece i mnóstwo kwiatów. Ciało Matki pozostawało w Kozienicach przez dwa dni - przez całą niedzielę do poniedziałkowego popołudnia. Tłumy miejscowej ludności odwiedzały kaplicę zakonną, składając hołd Zmarłej. W poniedziałek, 19 września 1927 r., w godzinach popołudniowych przed kaplicę sióstr franciszkanek zajechał wóz żałobny, cały przybrany w kwiaty, by przewieźć trumnę z ciałem matki Kazimiery do miejscowej stacji kolejowej. Mieszkańcy miasta nie pozwolili włożyć trumny na wóz, lecz ponieśli ją do oddalonego o dwa kilometry dworca kolejowego. Kondukt pogrzebowy podążał wolno, uroczyście, był ostatnim wyrazem hołdu; jaki mieszkańcy Kozienic składali swojej wielkiej rodaczce.
Następnego dnia, 20 września o godzinie czwartej po południu przywieziono trumnę do Warszawy. Tutaj została przyjęta w milczeniu pełnym żałobnej powagi. Z warszawskiego dworca wyruszył kondukt pogrzebowy prowadzony przez kapelana „Przytuliska", ks. Antoniego Kwiecińskiego w asyście kleryków stołecznego seminarium duchownego. Uroczysty pochód zmierzał w kierunku ulicy Wilczej. Gdy przechodzono obok „Sanatorium" św. Józefa przy ulicy Hożej, uczestnicy żałobnego pochodu zatrzymali się na chwilę, by uczcić w ten sposób pamięć fundatorki szpitala. Kondukt pogrzebowy dotarł do „Przytuliska", gdzie umieszczono trumnę na katafalku w kaplicy zakonnej. Po odprawieniu modłów liturgicznych kapelan „Przytuliska" wygłosił krótką egzortę. Podkreślił zasługi zmarłej w organizowaniu pomocy chorym i cierpiącym. Mówił o jej własnych cierpieniach spowodowanych długoletnią chorobą. Ksiądz Kwieciński stwierdził, że matka Kazimiera niosła „pomoc rannym, cierpiącym ulgę, złamanym lub znękanym pokrzepienie". „Niosła ją sama zbolała i cierpiąca" - oświadczył. Kaznodzieja mówił o powszechnym szacunku, z jakim spotykała się działalność zmarłej: „Szacunek ten z biegiem czasu wzrastał zarówno u swoich, jak u obcych; uznanie świeckich i duchownych trwałem i powszechnem się stawało" - stwierdził kapelan „Przytuliska".
Nazajutrz, 21 września od wczesnego rana do godzin południowych odprawiały się przy trumnie Msze święte za duszę śp. Kazimiery Gruszczyńskiej. Kaplica wypełniona była wiernymi - mieszkańcami Warszawy. Tego dnia o godzinie piątej po południu zebrały się wokół trumny wszystkie siostry franciszkanki obecne na terenie Warszawy, by złożyć pożegnalny hołd Założycielce Zgromadzenia. Do zebranych sióstr wygłosił przemówienie ksiądz Adam Wyrębowski — kierownik duchowy zmarłej. „Przez dziesiątki lat kierowała Waszem Zgromadzeniem, była jego podwaliną, kamieniem węgielnym, myślą całego Zgromadzenia" - powiedział o Założycielce jej spowiednik. Przypomniał, że przez lat jedenaście kierował życiem duchowym Matki. W tym czasie miał możność poznać - jak się wyraził -„wielką jej duszę", całymi godzinami prowadził z Przełożoną rozmowy. W przekonaniu księdza Wyrębowskiego zmarła pozostaje dla całego Zgromadzenia „wzorem karności i posłuszeństwa". Nie znałem — powiedział - osoby „bardziej karnej, jak Wasza Matka", wymagała karności od innych i „sama była niesłychanie karna". Podkreślana przez księdza Wyrębowskiego „karność" przełożonej generalnej oznacza wyjątkowe poczucie odpowiedzialności za Zgromadzenie i obowiązkowości, której była wierna do ostatnich chwil swego ziemskiego życia. „Naśladujcie ją w tem, ten ład miejcie we wszystkim, czyniąc wszystko bez hałasu i trwogi — to Wasza Matka przekazuje w swym testamencie" - powiedział kaznodzieja do sióstr franciszkanek zgromadzonych przy trumnie Założycielki.
Tymczasem napływały do Warszawy depesze i listy kondolencyjne. Przysyłali je między innymi biskupi: Władysław Krynicki z Włocławka, Paweł Kubicki z Sandomierza, Czesław Sokołowski z diecezji podlaskiej. Listy kondolencyjne nadeszły również od księży i osób świeckich. Wszyscy podkreślali zasługi zmarłej w służbie cierpiącym.
W czwartek, 22 września, uroczystą Mszę świętą pogrzebową odprawił w kaplicy domu macierzystego franciszkanek arcybiskup warszawski, kardynał Aleksander Kakowski. Egzortę podczas Mszy pontyrikalnej wygłosił ksiądz prałat Wyrębowski. W słowach pełnych namaszczenia sławił zmarłą jako „niewiastę mężną", której dusza była jak „stal hartowna", jak „jednolity granit". U podstaw całej działalności Kazimiery Gruszczyńskiej i całego jej życia - głosił kaznodzieja - leżała „nieograniczona, mocna, potężna miłość Boża". Podkreślał, że Założycielka Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Cierpiących nie oddzielała nigdy miłości Boga od miłości bliźniego: „Życie jej całe było wypełnione fundowaniem dzieł miłosierdzia, uczyła swe współpracowniczki poświęceń się dla cierpiących z zaparciem siebie (...)".
Po zakończeniu ceremonii liturgicznych z ulicy Wilczej wyruszył kondukt pogrzebowy, udając się w kierunku cmentarza na Powązkach. Konduktowi przewodził biskup warszawski Stanisław Gall Orkiestra Izb Rzemieślniczych p.w. św. Antoniego odegrała marsz żałobny Fryderyka Chopina. Na Cmentarzu Powązkowskim wygłosił krótkie przemówienie dr Józef Kizler. „Podziwialiśmy na posiedzeniach komitetu budowlanego jej rozum, jej siłę woli, łatwość ujmowania wszelkich zagadnień techniczno-finansowych i szybkość decyzji (...) We wszystkich swoich poczynaniach śp. Kazimiera miała zawsze przemyślany i ustalony plan działania. Do celu zawsze szła z wiarą, drogą prostą, wytrwale, bez kompromisów" - oświadczył dr Kizler. Następnie przemawiał ksiądz Feliks de Ville. Wygłosił on mowę w imieniu sierot z Izb Rzemieślniczych p.w. Św. Antoniego - zakładu, do którego założenia przyczyniła się wydatnie matka Kazimiera. „Ona to pierwsza karmiła i żywiła sieroty z Izb Rzemieślniczych św. Antoniego (...) Niech Bóg Najwyższy odda jej to wszystko, co ona dla nich uczyniła, miarą wielką i natrzęsioną" - powiedział ksiądz de Ville.
Obraz przeżyć uczestników pogrzebu Założycielki Zgromadzenia byłby niepełny, gdybyśmy pominęli dwa fakty, których opis zachowany jest w dokumentach archiwalnych. Zanotował je Ignacy Kozielewski, nauczyciel jednej ze szkół średnich Warszawy. Jeden fakt dotyczy uzdrowienia żony Ignacego Kozielewskiego. Miało ono miejsce -j ak stwierdza autor opisu - podczas Mszy świętej pogrzebowej odprawianej w kaplicy „Przytuliska" przez kardynała Kakowskiego w dniu 22 września 1927 r. Żona Kozielewskiego cierpiała - czytamy w jego relacji - „na bardzo silne bóle głowy, na które medycyna nie miała lekarstwa". Modląc się w czasie Mszy świętej, odczuwała nieustający ból głowy. Wówczas zwróciła się w błagalnej modlitwie do zmarłej: „Matko Gruszczyńska! Ty, która wszystko teraz możesz u Boga, spraw, abym przestała tak strasznie cierpieć na głowę". W tym momencie uczuła na swym czole - pisze Ignacy Kozielewski - „jakby dłoń czyjąś, która powoli przesuwała się ku tyłowi, a jednocześnie usuwał się, topniał, zanikał specjalnie dokuczliwy ból, aż przeszedł bez śladu i nigdy już nie wrócił". Autor opisu tego faktu pozostawia go bez żadnego komentarza.
Drugi fakt miał miejsce w kilka godzin później na Cmentarzu Powązkowskim przy otwartej mogile matki Kazimiery. Jest on, w przekonaniu siostry Gerardy Kozielewskiej, cudownym uleczeniem jej przewlekłej choroby. Chroniczna choroba siostry Gerardy, franciszkanki od cierpiących - stwierdza jej brat Ignacy - doprowadziła do ogólnego wyczerpania jej organizmu, co uniemożliwiało chorej spełnianie obowiązków zakonnych. Postanowiła ona wziąć udział w pogrzebie Założycielki Zgromadzenia, mimo stanowczego zakazu lekarza ze względu na nadmierne osłabienie i przebyte świeżo ostre zapalenie oskrzeli. Z trudem zdołała dojść do cmentarza wraz z konduktem pogrzebowym. Stojąc nad otwartą mogiłą matki Kazimiery, zwróciła się do Niej z gorącą modlitwą, prosząc, aby mogła odejść z tego świata i nie pozostawać ciężarem dla Zgromadzenia, albo - jeśli jest taka wola Boża - aby mogła odzyskać zdrowie i służyć nadal ludziom. W momencie, gdy składała kwiaty na trumnie Założycielki, zyskała nieoczekiwanie pewność, że cieszy się całkowitym zdrowiem. Przeprowadzone później badania lekarskie potwierdziły pełny powrót s. Gerardy do zdrowia. Jej brat, Ignacy Kozielewski napisał po latach: „od owej chwili upłynęło już siostrze Gerardzie kilkanaście lat uciążliwej, odpowiedzialnej pracy i (..) cieszy się ciągłym zdrowiem".
Warto dodać, że autor opisu przytoczonych powyżej faktów wyznaje, że słyszał wcześniej „wiele" od swojej rodzonej siostry o życiu matki Kazimiery i zaznacza, że jego siostra nie ukrywała przed nim swego „uwielbienia dla Matki Przełożonej". Również jego żona słyszała „wiele o świątobliwości Matki Gruszczyńskiej". Opinie te nie zdołały jednak obudzić w nim zainteresowania osobą Założycielki Zgromadzenia. Dopiero fakty uzdrowienia, jakie zdarzyły się w dniu jej pogrzebu, sprawiły, że zainteresował się — jak pisze — „niezwykłą sylwetką". Uważał, że opisane przez niego fakty uzdrowienia nie mogą być zaliczone do autosugestii. Po tych wydarzeniach I. Kozielewski zaczął zbierać wiadomości dotyczące życia i działalności przełożonej generalnej. Wynikiem tego jest opracowany przez niego życiorys matki Kazimiery, który pozostaje w rękopisie w archiwum Sióstr Franciszkanek od Cierpiących. Autor tego opracowania pisze, iż jest ono nazbyt ubogie w porównaniu z „bogactwem życia" Kazimiery Gruszczyńskiej, życia „oddanego miłości Boga i służbie bliźnim".
Dzień pogrzebu Kazimiery Gruszczyńskiej był manifestacją uznania jakie żywili dla Niej ci, którzy ją znali bliżej. Wszyscy kaznodzieje i mówcy podkreślali, że była osobowością wybitną. Ksiądz Wyrębowski oświadczył: „dziś nie spotyka się dusz tak wielkich", zauważył, że cierpienie było „koroną jej świętości", podkreślał „wielką moc charakteru" Założycielki zgromadzenia franciszkanek. Ksiądz de Ville mówił o jej „wielkim umyśle i sercu". Stwierdzono w dniu pogrzebu, że „dziwny majestat od niej bił". Pogrzeb był hołdem złożonym zmarłej, przy czym - jak wyraził to ksiądz Kwieciński - był to „hołd najgłębszej wdzięczności". Pełna wdzięczności pamięć, jaką pozostawiła po sobie matka Kazimiera, nie zanikła z upływem lat. W dziesięcioleciach po jej pogrzebie mnożyć się będą słowa podziwu dla jej działalności i wyjątkowych wartości duchowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz