Wybór drogi życia przychodził Kazimierze Gruszczyńskiej wyjątkowo trudno. Odkrycie własnego powołania kosztowało ją wiele udręk duchowych. Był to prawdziwy dramat poszukiwania. Pierwszą decyzją, jaką podjęła bezpośrednio po powrocie ze Skierniewic, było poświęcenie się młodzieży. Postanowiła otworzyć w Kozienicach pensję. Jednakże dyplom uzyskany w Skierniewicach nie dawał jej uprawnień do prowadzenia zakładu wychowawczego. Zaistniała konieczność złożenia egzaminu dyplomowego przed komisją państwową. W tym celu udała się do Radomia. Egzamin zdała bardzo dobrze. Jednakże świadectwo, jakie otrzymała, opatrzone było adnotacją uniemożliwiającą jej otwarcie zakładu wychowawczego. Przyczyną takiego zakazu była opinia władz policyjnych o aktywnym uczestnictwie Kazimiery w manifestacjach patriotycznych. Dla Kazimiery Gruszczyńskiej był to nieoczekiwany cios życiowy. Zareagowała żywiołowo. Bez żadnego namysłu rzuciła dyplom na stół, przewracając kałamarz z atramentem, który czarną strugą spłynął na kartę porzuconego świadectwa, zaś kałamarz spadając ze stołu wraz z dyplomem znalazł się pod nogami urzędnika władz gubernialnych. Ze wzburzeniem i smutkiem powróciła do domu. Nie rozumiała jeszcze wówczas, że był to dopiero początek trudnej drogi, która miała doprowadzić ją do zorganizowania nowej wspólnoty zakonnej.
Tymczasem w Kozienicach nastąpiła zmiana proboszcza. W 1868 r. funkcję proboszcza objął ks. Józef Khaun. W rok po jego nominacji biskup sandomierski Józef Michał Juszyński odbył w parafii kozienickiej wizytację kanoniczną. Wówczas to Kazimiera otrzymała z jego rąk sakrament bierzmowania - nadano jej imię Izydora.
Nowy proboszcz pozyskał pełne zaufanie Kazimiery. Stał się jej spowiednikiem i kierownikiem duchowym. Wykazując zrozumienie dla życiowych ideałów swojej penitentki, odegrał ważną rolę w jej duchowej formacji. Kazimiera zwierzyła mu się ze swojej tajemnicy - ślubu czystości złożonego przed dziesięcioma laty. Ksiądz Khaun słusznie uznał, że ślub złożony w dzieciństwie powinien zostać ponowiony po osiągnięciu pełnoletności. Kazimiera Gruszczyń-ska ukończyła wówczas dwadzieścia lat życia, nie było więc przeszkód, by mogła złożyć ponownie uroczysty ślub dozgonnej czystości. Przygotowała się do tego aktu bardzo starannie: odprawiła rekolekcje, przez modlitwy, czuwania i posty polecała się Bogu, Matce Bożej i św. Józefowi, do którego miała od dzieciństwa nabożeństwo. Ślub złożyła 11 grudnia 1869 r. Dokonało się to w sposób uroczysty podczas Mszy świętej, którą w intencji Kazimiery odprawił ks. Józef Khaun. Polecił on organiście śpiewać w czasie tej Mszy pieśni: „Kto się w opiekę", „Szczęśliwy kto sobie patrona" i „Pod Twoją obronę". Dla Kazimiery był to najważniejszy dzień w życiu. Zwierzyła się po latach jednej z sióstr zakonnych, że dzień ten pozostał dla niej droższy niż późniejsze śluby zakonne.
Po upływie pięćdziesięciu lat, gdy obchodziła jubileusz tego pamiętnego dnia, będąc wówczas przełożoną generalną Zgromadzenia Franciszkanek od Cierpiących, pisała do sióstr w liście okólnym: „Najdroższym moim siostrom, ku pamięci na dzień dzisiejszy. Wielki, święty jest dla mnie, bowiem jest rocznicą zaofiarowania się na służbę Bożą w Kozienicach dnia 11 grudnia 1869 r. W czasie Mszy św. przed ołtarzem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, między godziną 7-8. Dziś dopełniły się dni pięćdziesięciolecia. W naszym oratorium, przed ołtarzem św. Józefa, w tejże godzinie. Wielki dzień miłosierdzia Bożego - jak umiałam, składałam swe nieudolne dziękczynienia za ten nadmiar łaski Bożej, że mnie powołał i tyle lat znosić raczył". Dzień 11 grudnia 1869 r. zapisał się w pamięci Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Cierpiących. Przyjął się w Zgromadzeniu zwyczaj, że w ważniejsze święta zakonne, zwłaszcza w rocznicę tego dnia, siostry śpiewały pieśni: „Szczęśliwy kto sobie patrona" i „Pod Twoją obronę". Wiedziały bowiem, iż sprawiało to szczególną radość matce Kazimierze.
W kilka miesięcy po złożeniu uroczystego ślubu dozgonnej czystości Kazimiera przeżyła śmierć swojej matki — zgon nastąpił 25 sierpnia 1870 r. Z licznej rodziny Gruszczyńskich pozostał — oprócz Kazimiery - tylko ojciec i siedemnastoletni jej brat Saturnin. Po śmierci matki Kazimiera musiała przejąć na siebie wszystkie obowiązki domowe. Prowadziła wówczas życie na sposób zakonny. Wstawała o godz. 5 rano, odprawiała ranną medytację (najczęściej z książki O naśladowaniu Chrystusa Tomasza a Kempis). Następnie uczestniczyła we Mszy świętej, przystępując codziennie do Komunii św. Później zabierała się do zajęć domowych. W wolnych chwilach odwiedzała chorych, wykonywała różne prace dla kościoła parafialnego. W godzinach popołudniowych szła do kościoła, gdzie adorowała Najświętszy Sakrament, odmawiała różaniec i inne modlitwy. Wieczory wypełniała jej lektura książek religijnych i nauczanie dzieci katechizmu. Często miała zwyczaj chodzić do ogrodu, gdzie w samotności spędzała chwile między zajęciami. Przebywanie w samotności i modlitewnej ciszy stało się wówczas głęboką jej potrzebą.
W tych warunkach dojrzewała u Kazimiery Gruszczyń-skiej decyzja wstąpienia do zakonu. Po upływie wielu lat matka Kazimiera pisała na temat początków swego zakonnego powołania: „Ten moment, w którym usłyszałam to wezwanie, głęboko zarysował się w mym sercu, pamięci, widziałam w tem wolę Bożą, pragnęłam ją spełnić, błagałam Boga o cudowną prawie pomoc, gdyż w warunkach rodzinnych uważałam to za niemożliwe". W sprawie wyboru Zgromadzenia zakonnego zasięgała rady ks. Józefa Khau-na, swojego kierownika duchowego. Trudnością dodatkową, jaką musiała pokonać, był brak zgody ojca na wstąpienie do zakonu jedynej jego córki. Za zgodą kierownika duchowego postanowiła podjąć życie zakonne bez wiedzy swego ojca. Wybrała Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, znane pod nazwą szarytek. Ksiądz Khaun znał to Zgromadzenie i utwierdzał Kazimierę w takiej decyzji. Pomagał jej w załatwianiu wszystkich potrzebnych formalności. O wyborze szarytek zadecydował fakt prowadzenia przez nie dzialności charytatywnej, w tym przede wszystkim szpitali. Ten kierunek działalności Zgromadzenia zgodny był z ideałem Kazimiery, która od młodości pragnęła służyć chorym i cierpiącym.
W drodze do Warszawy towarzyszyły jej sprzeczne uczucia. Z jednej strony przeżywała radość na myśl o wstąpieniu do zakonu, równocześnie jednak ogarniały ją wątpliwości czy dokonuje słusznego wyboru. Po przyjeździe do Warszawy udała się wprost do klasztoru szarytek na Tamce. Przy furcie zakonnej przyszło jej dość długo czekać na decydującą rozmowę. Nie znamy jej przebiegu. Matka Kazimiera przekazała jedynie fragmenty przeprowadzonej rozmowy. Zetknięcie się z atmosferą klasztoru nie spełniło jej oczekiwań - wręcz przeciwnie pozostawiło rozczarowanie. Z późniejszych wynurzeń Matki dowiadujemy się, że wówczas w głębi jej duszy dobywał się tajemniczy głos: „Nie tego od ciebie żądam". Aczkolwiek pozostawiła u szarytek przygotowane uprzednio dokumenty osobiste i uzyskała zgodę na przyjęcie do zakonu, nie wróciła tam już nigdy. Po latach Kazimiera Gruszczyńska napisała: „gdy jednak nadchodziła chwila, aby przygotować się do drogi, jakby mnie kto przykuł, byłam jak nieruchoma, nie umiałam siebie zrozumieć. Całem sercem pragnęłam, siłą woli odrywałam się od wszystkiego, a jakaś tajemnicza siła mnie wstrzymywała. Nie mogłam odgadnąć wyroków Bożych. One były tajemnicą życia ukrytego, a jeszcze nie przyszła jego godzina". W świetle powyższej wypowiedzi jawi się w całej rozciągłości dramat poszukiwania ostatecznej drogi życia.
Cel, do którego Kazimiera nieugięcie zmierzała, pozostawał przed nią ciągle ukryty. Znalazła się w życiowym impasie. Podjęła w Kozienicach swoje normalne obowiązki. Wykonywała codzienne prace domowe, ale w głębi serca przeżywała bolesną udrękę. Modliła się usilnie o to, żeby Bóg wyjawił jej swoją wolę. Każdego dnia wychodziła wcześnie do kościoła. Ojciec udając się rano do biura, odnosił jej klucze do mieszkania. Zastawał wówczas córkę w kościele zatopioną w modlitwie, nieczułą na to, co działo się wokół niej. W głębi jej serca toczyła się nieustanna walka, która prowadziła do psychicznego wyczerpania. Kazimiera stawała się coraz bardziej drażliwa. Nie mogła spokojnie znosić śpiewu, muzyki, uderzenia dzwonu. Jej psychiczne wyczerpanie było widoczne dla otoczenia. Ksiądz Khaun zabronił kościelnemu dzwonić, a organiście grać na organach podczas Mszy, w której uczestniczyła Kazimiera. Oddał jej klucz od bocznych drzwi kościoła, aby mogła się modlić przed Najświętszym Sakramentem ilekroć zapragnie. Udręki duchowe odbiły się ujemnie na wątłym organizmie. Dla wzmocnienia zdrowia lekarze zalecili Kazimierze przeprowadzenie kuracji. Z polecenia lekarza wyjechała do Warszawy w celu poddania się kuracji kąpielowej. Tutaj dowiedziała się o krystalizującym się ruchu apostolatu kobiet, którego inspiratorem był ojciec Honorat Koźmiński. Wiadomość ta miała przełomowe znaczenie w jej życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz