Zakroczym był niewielkim miastem położonym na prawym brzegu Wisły w pobliżu ujścia Narwi. Po powstaniu styczniowym liczył niespełna 4 tysiące mieszkańców (w tym połowa ludności żydowskiej). Oprócz kościoła parafialnego istniał w Zakroczymiu klasztor kapucynów, wzniesiony w połowie XVIII w. W tym domu zakonnym znalazł się ojciec Honorat Koźmiński, założyciel licznych zgromadzeń zakonnych. Zamieszkał tutaj w 1864 r., po kasacie klasztoru kapucynów w Warszawie, gdzie przebywał przed wybuchem powstania styczniowego. W klasztorze zakroczymskim mieszkało - po upadku powstania - 30 zakonników. Z upływem lat ich liczba stopniowo malała, bowiem władze carskie w ramach represji popowstaniowych zabroniły przyjmować do nowicjatów zakonnych nowych kandydatów. Zakonnicy pozostawali pod ścisłym nadzorem policyjnym.
Mimo wyjątkowo trudnych warunków zewnętrznych kapucyni prowadzili w Zakroczymiu ożywioną działalność duszpasterską. Przy kościele zakonnym rozwijały się stowarzyszenia religijne. Zakonnicy propagowali Żywy Różaniec, Trzeci Zakon św. Franciszka oraz wiele innych bractw religijnych. Działalność duszpasterska kapucynów zakroczymskich zyskiwała coraz większy rozgłos i ściągała do Zakroczymia licznych wiernych. Wobec stałego napływu ludzi do kościoła kapucynów, władze rządowe osadziły w Zakroczymiu posterunek tajnej policji. „Żandarmi wchodzili do klasztoru o każdej porze dnia, nawet do refektarza podczas posiłków zakonników. Osoby przyjezdne były w szczególny sposób obserwowane i legitymowane. W kościele żandarmi przysłuchiwali się naukom katechizmowym, liczyli osoby przystępujące do Komunii św., krążyli wśród modlących się" — pisze Maria Werner w obszernej biografii ojca Honorata Koźmińskiego. Tak przedstawiała się sytuacja w Zakroczymiu, kiedy zdecydowała się przyjechać tutaj Kazimiera Gruszczyńska.
Okoliczności jej przyjazdu do kapucyńskiego klasztoru w Zakroczymiu znane są dość dobrze. Kazimiera Gruszczyńska pozostawiła szczegółowy ich opis. Do Zakroczymia udała się w celu nawiązania osobistego kontaktu z ojcem Honoratem. Nie wiemy od kogo otrzymała informacje o jego charyzmatycznej działalności. Oto co pisze na ten temat: „Gdy jednak przyszedł czas, bez żadnych poważniejszych danych, bez głębszej orientacji, tak z mej, jak również ze strony ojca, wyjechałam z domu. Powód wyjazdu po prostu śmieszny. Miała zamiar jechać moja przyjaciółka Ludwika Święcicka ze swym bratem do Radomia (pięć mil od Kozienic). Proponuję więc memu ojcu, że ja z nią pojadę do onego Radomia, a stamtąd przez Warszawę do Włocławka odwiedzić mego stryja Adama. Ojczysko ucieszony, że ja okazałam chęć ku temu, bez długiego namysłu wyrobił mi paszport. Ja zaś zobaczywszy, że mam paszport wyrobiony na cały rok, zastanowiłam się głębiej, uznałam w tem wyższą wolę jako wskazówkę, że powinnam z tej okazji skorzystać, wyjechać z domu dla spełnienia swego powołania i tak się też stało. Wyjechałam z domu nic nie mówiąc o swych postanowieniach, do czasu zginęłam bez wieści".
Uderzający fakt, że poprzednie decyzje życiowe (założenie pensji w Kozienicach, wstąpienie do szarytek) były zaplanowane i starannie przez Kazimierę przygotowywane, zaś ten ostatni wyjazd z domu rodzinnego miał miejsce na skutek przypadkowego niemal zbiegu okoliczności. On właśnie okazał się najbardziej doniosły w następstwa. Kazimiera starała się jak najszybciej dotrzeć do celu swej podróży. Gdy znalazła się w Warszawie, pochłaniała ją, jak sama wyznaje, jedyna myśl - oddać się na służbę Bożą. Stanął przed nią na nowo problem powzięcia ostatecznej decyzji. Droga do celu wydawała się jej teraz bardzo prosta. Była przyjęta do zgromadzenia sióstr szarytek. Na Tamce brama była dla niej otwarta. Jednak coś ją wstrzymywało od podjęcia takiego kroku. Wyjawiła po latach, że przeżywała wówczas rozterkę. Zdawało się jej, że słyszy głos: „Pójdź za mną". W głębi swego serca odpowiadała: „Jestem, Panie, ale gdzie mam iść; rób, co chcesz, wszak jestem ku wezwaniu". „Spokoju mieć nie mogłam, głos Boży mnie ścigał" — wspominała później.
Na stancji, gdzie skierowano ją na nocleg, otrzymała propozycję odprawienia rekolekcji w Zakroczymiu. Przystała na to bez oporu. Wcześniej należało odwiedzić stryja Adama we Włocławku, gdyż przed wyjazdem obiecała to ojcu. Pobyt we Włocławku trwał bardzo krótko. Nie zastawszy stryja w domu, natychmiast wyjechała, by nie przedłużać swojej podróży. Nazajutrz znajdowała się na statku, który płynął do Zakroczymia. Działo się to w czerwcu 1875 r. „Dzień był prześliczny — opowiadała matka Kazimiera -z jakimże błogim uczuciem wchodziłam na statek. A kiedy już trąbka zagrała, dając sygnał do odjazdu, dusza moja została niejako porwana. Serce przepełniała taka błoga radość, takie szczęście nieopisane, że nareszcie pragnienia moje spełnią się. Duszą całą byłam zatopiona w aktach wdzięczności i uwielbienia ku Bogu".
Pierwszymi osobami spotkanymi przez Kazimierę Gruszczyńska w Zakroczymiu byli żandarmi. Otwierali drzwi dyliżansu pocztowego, sprawdzali starannie paszporty, badawczo przypatrywali się pasażerom, czuwali przy bramie Kościoła. Kazimiera zamieszkała w domu Józefy Chudzyńskiej. Ojciec Honorat Koźmiński od pierwszego momentu wzbudził pełne zaufanie Kazimiery. Zalecił odprawienie tygodniowych rekolekcji na podstawie Ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli. Decyzję dotyczącą jej dalszej drogi życiowej miała podjąć w szóstym dniu rekolekcji.
Odtworzenie przeżyć, jakie stały się udziałem Kazimiery podczas rekolekcji w Zakroczymiu nie nastręcza trudności. Opisała je obszernie w opracowanej przez siebie Historii Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Cierpiących. Na samym początku rekolekcyjnych ćwiczeń głębokie wrażenie wywarły na niej słowa z Ćwiczeń duchowych św. Ignacego: „Służ Bogu, a służ tak i tam, gdzie Bóg chce". Słowa te stały się później dewizą jej życia. Ze spokojem oczekiwała dnia, który miał rozstrzygnąć o jej dalszym życiu. Ojciec Honorat proponował jej trzy możliwości wyboru: 1) powrót do domu rodzinnego, 2) wstąpienie do szarytek, 3) wstąpienie do felicjanek. To ostatnie zgromadzenie powstało w Warszawie w 1855 r. i miało na celu opiekę nad potrzebującymi, prowadzenie zakładów wychowawczych, prace charytatywne. Felicjanki były pierwszym zgromadzeniem założonym z inicjatywy ojca Honorata Koźmińskiego.
Dzień, w którym Kazimiera Gruszczyńska miała dokonać wyboru drogi życia, stał się dla niej jednym wielkim udręczeniem. Żadnej z propozycji wskazanej jej przez ojca Honorata nie mogła uznać za odpowiednią dla siebie. W tej sytuacji zdała się, jak sama wyznaje, całkowicie na wolę Bożą. Spodziewała się, że ostateczną decyzję podejmie ojciec Honorat Koźmiński. Gdy przedstawiła mu w konfesjonale swoją prośbę, otrzymała odpowiedź zdecydowaną: „Nie jestem Duchem Świętym, módl się, aby ci sam Bóg wskazał". Odpowiedź ta wprawiła ją w zdumienie i przygnębienie. Cały dzień upłynął jej na żarliwej modlitwie. Chodząc od ołtarza do ołtarza, błagała o wielką łaskę poznania woli Bożej. Ojciec Honorat pozostawał nieugięty, miał jedną tylko odpowiedź: „Niech ci Duch Święty wskaże". Wieczorem kościół zamknięto. Kazimiera powróciła do swego mieszkania. Nie domyślała się, że dom, w którym mieszka jest klasztorem ukrytego Zgromadzenia powstałego z inicjatywy Honorata Koźmińskiego. Nie znamy przebiegu całej rozmowy, jaką Kazimiera przeprowadziła owego wieczoru z Józefą Chudzyńską. Faktem jest, że w pewnym momencie Kazimiera zapytała czy mogłaby tu pozostać na zawsze. Józefa Chudzyńską wyraziła zgodę. „Gdy na drugi dzień poszłam do o. Honorata i opowiedziałam rezultat mego wyboru, ojciec potwierdził, uznając, że to jest z Ducha Świętego." Sam bowiem nie chciał w niczym ograniczać wolności jej wyboru.
Po zakończeniu rekolekcji, 24 czerwca 1875 r., Kazimiera Gruszczyńska stała się aspirantką zgromadzenia posłanniczek, tj. pierwszego — spośród istniejących do dziś — zgromadzenia ukrytego, założonego z inicjatywy ojca Honorata przy współudziale Józefy Chudzyńskiej. Zgromadzenie to powstało 2 lutego 1874 r. Tego bowiem dnia zaofiarowały się na służbę Bożą pierwsze jego członkinie: Józefa Chudzyńską, Bogusława Arndt, Antonina Szumska i Felicja Piotrowska (ta ostatnia odsunęła się później od nowo powstałej wspólnoty). Wszystkie były nauczycielkami i kilkuletnimi penitentkami ojca Honorata. Zgromadzenie miało na celu pracę wychowawczą i nauczycielską wśród młodzieży żeńskiej. Z polecenia Honorata Koźmińskiego, 16 maja 1875 r. Józefa Chudzyńską wraz z Bogusławą Arndt i Antoniną Szumska rozpoczęły w Zakroczymiu nowicjat. Jedynym znakiem zewnętrznym, wskazującym na przynależność do Zgromadzenia był medalik z wizerunkiem Matki Bożej, który nosiły zamiast habitu zakonnego. Józefa Chudzyńską uczyła wówczas kilkanaście młodych dziewcząt, które gromadziły się w jednym z domów prywatnych. U niej właśnie zamieszkała w połowie czerwca 1875 r. Kazimiera Gruszcżyńska. Nowa aspirantka zaofiarowała pomoc Józefie Chudzyńskiej w nauczaniu dziewcząt. Od tego momentu życie Kazimiery zespolone zostaje ściśle z ruchem honorackim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz